fbpx

Polskie jabłka podbijają świat

Zakaz eksportu jabłek do Rosji zmusił sadowników do szukania nowych rynków zbytu. Dali radę. Moskwą się już nie przejmują – czytamy w piątkowym wydaniu „Dziennika Polskiego”.

Po tegorocznych zbiorach pierwsze polskie jabłka mogą trafić na rynki Zatoki Perskiej i do Wietnamu. Stowarzyszenie Unia Owocowa i Związek Sadowników RP promują nasze dwukolorowe tzw. biało-czerwone jabłka nie tylko w Azji, ale też w Afryce.  – Są szanse, że w przyszłym roku polskie owoce będą kupowane w Chinach i Zjednoczonych Emiratach Arabskich – mówi Witold Piekarniak, skarbnik Związku Sadowników RP w Warszawie. – Nasza delegacja we współpracy z Ministerstwem Rolnictwa była tam dwa razy z ofertą. Chińczycy też do nas przyjechali. Byli zaskoczeni, że polska produkcja jabłek jest na tak wysokim poziomie – dodaje. Chińczycy są zainteresowani produktami z certyfikatami UE, a eksportowane polskie jabłka je mają. Sadownicy są dobrej myśli, bo nie sprawdziły się tezy, że to sami Chińczycy zaleją świat swoimi jabłkami.

Wydawało się, że embargo rosyjskie na polskie owoce i warzywa wprowadzone w sierpniu 2014 roku spowoduje bankructwo sadowników. Rosja była największym odbiorcą polskich jabłek. Szło ich tam ponad milion ton – jedna trzecia produkcji tych owoców. W 2014 roku minister rolnictwa Marek Sawicki szacował straty na 500 mln euro.

W tym roku sadownicy przestali narzekać. Na placach targowych w Krakowie za kilogram jabłek trzeba zapłacić od 2 do 3 zł.  – A w ubiegłym roku bywało, że dostawaliśmy 1 zł. Natomiast za jabłka przemysłowe płacono 12 do 15 gr, a teraz oddajemy po 35 – wylicza Wojciech Duk, sadownik z Zagórzyc.

W Polsce produkuje się od 3,5-3,7 mln ton jabłek. Tegoroczna susza sprawiła, że jest ich mniej o pół miliona ton. Przez to wzrosła wartość owoców. Problem suszy dotknął bardziej sadowników w województwach północnych i w Mazowieckiem.  – Pod Krakowem mali producenci nie odczuli tego tak bardzo. Jabłka są może nieco mniejsze, ale nadają się do sprzedaży. Zbieramy je i mamy możliwość zapłacenia pracownikom. W ubiegłym roku były z tym kłopoty – mówi Wojciech Duk. I dodaje, że teraz nawet na krajowym rynku owoce łatwiej sprzedać. Związkowcy mają na to odpowiedź. Kryzys związany z embargo spowodował, że w Polsce ruszyła mocna promocja jabłek. – Mówiło się o nich wszędzie. Takiej reklamy sadownicy nigdy dotychczas nie mieli. Do ubiegłego roku średnio Polak zjadał 14 kg jabłek rocznie, teraz szacuje się, że nawet 18 kg – cieszy się Piekarniak.

Sadownicy zaczęli robić też soki. Naturalne, wyciskane. W Małopolsce, na Sądecczyźnie pojawiły się tłocznie. Szybko zaczęli tam wozić swoje owoce sadownicy spod Krakowa.  Potem przyszedł czas także na tłocznie mobilne. Po Polsce jeździł m.in. Dariusz Jezierski, właściciel jednego z takich urządzeń z województwa łódzkiego. Był też u sadowników pod Krakowem i zachęcał do przerabiania nadwyżki owoców na sok.

Źródło: Dziennik Polski

Dodaj komentarz