fbpx

Hanami – japoński zwyczaj podziwiania urody kwiatów wiśni

1

Na południu Japonii wiśnie budzą się czasem już u schyłku lutego. Zaczyna się hanami, niezwykłe święto polegające na podziwianiu kwitnących kwiatów wiśni. Sakura to wiśnia. Hanami to podglądanie wiśni. Te dwa słowa wywołują w Japończykach dreszcz emocji.

Siedzą wszędzie. Całymi grupami. Na kocach, matach, wprost na trawie, pod drzewami. I patrzą. Patrzą, jak kwiaty kwitną. Dla kogoś z boku może wydać się to dziwne, być może nawet śmieszne. Dla Japończyka to coś tak oczywistego jak to, że po nocy wstaje dzień, a życie kończy się śmiercią.

4

 

3

Zaczyna się hanami, niezwykłe święto polegające na podziwianiu kwitnących kwiatów wiśni (po japońsku: sakura). Na wyspie Okinawa, daleko na południu, wiśnie budzą się czasem już u schyłku lutego, potem sakura stopniowo przesuwa się na północ, by do odległych krańców Hokkaido dotrzeć dopiero w maju.

W centralnej Japonii, na wyspie Honsiu, zwykle przypada ona na drugą połowę marca, ale trzeba pamiętać, że pogoda również tu lubi płatać figle. Dlatego już parę tygodni wcześniej w mediach zaczynają się pojawiać prognozy sakura zensen, czyli z „frontu  kwitnienia wiśni”.

Sakurę ogląda się w parkach, na skwerach, przy placach i ulicach. W zasadzie wszędzie, bo w Japonii wiśnie są wszechobecne. Zwłaszcza te najpopularniejsze, wiśnie piłkowane, charakteryzujące się brakiem owoców. Nieco mniej popularne – acz uświęcone jeszcze dłuższą tradycją – jest oglądanie kwitnącej śliwy.

11

Trwa to wszystko około dwóch tygodni. Czasem jeszcze krócej, jak choćby w przypadku najbardziej cenionej, hybrydowej odmiany wiśni, somei yoshino.

– Na ten czas ludzie wpadają w amok – tłumaczy mi Keiko Hashimoto, studentka psychologii z Tokio. – Od chwili, gdy na drzewach pojawiają się bladoróżowe kwiaty, przez kilkanaście dni, aż po sakura fubuki, czyli moment, kiedy płatki wiśni spadają na ziemię niczym śnieg, w kraju nic nie jest normalne.

2

 

6

Mam okazję tego doświadczyć, siedząc wśród setek ludzi w tokijskim parku Ueno. Wokół mnie dużo młodzieży. Leżą na brezentowych płachtach, śmieją się, rozmawiają, pokrzykują, śpiewają. Leje się sake, a z koszyków co chwilę ktoś wyciąga ryżową kulkę dango, typowy sakurowy przysmak.

Kilka ostro umalowanych i ubranych na różowo nastolatek w krótkich sukienkach chichocze pod drzewem, ukradkiem spoglądając w stronę równie młodych chłopaków.

Trochę dalej jakaś para gra w badmintona, obok nich większa grupa gimnastykuje się, inni tańczą jakiś egzotyczny taniec, na moje oko coś pomiędzy kazaczokiem a zorbą. Gdzieś z brzegu ulokowali się młodociani malarze, na twarzach powaga, na płótnach – abstrakcja. W niebo lecą kolorowe balony i latawce. Wszędzie: muzyka, śmiech, jazgot, harmider.

Wiśnie filozoficzne

Jadę do Kioto, dawnej stolicy cesarstwa. Tutejsze hanami jest jakby spokojniejsze, bardziej wyciszone. Melancholijne wręcz. A może tylko tak trafiłem? Sakurę oglądam bowiem, idąc wzdłuż Tetsugaku-no-michi, czyli Ścieżki Filozofów.

Swoją nazwę aleja zawdzięcza jednemu z najsłynniejszych japońskich myślicieli XX w., Nishidzie Kitaro, znanemu z medytacyjnych poszukiwań sensu życia. Kitaro przez wiele lat pokonywał tę trasę w drodze na uniwersytet, tu powstało wiele z jego teorii.

Być może z szacunku dla wielkiego filozofa dziś – nawet podczas hanami – nie słychać tu młodzieńczych wrzasków i głośnych śpiewów. Są za to zakochane pary fotografujące się w namiętnych pozach pod drzewami i zastygli w zachwycie staruszkowie kontemplujący bladoróżowe płatki. I nawet uśmiechnięci nastolatkowie, przemierzający ścieżkę nad kanałem sporymi grupami, tu są bardziej stonowani.

W tym miejscu przypominam sobie o filozoficznej, buddyjskiej wykładni sakury. To gwałtowne, radosne kwitnienie, chwilę później upadek – na chodnik czy asfalt – i wreszcie zapomnienie jest metaforą ludzkiego życia. Przypomina o jego kruchości  i ulotności. O tym, że trzeba się nim cieszyć tu i teraz, nie czekając na jutro. Bo jutra możemy nie doczekać.

7

8

9

10

Ścieżka Filozofów ciągnie się wzdłuż kanału w historycznej dzielnicy Higashiyama, pomiędzy świątyniami Eikan-do i Ginkaku-ji. Poza oglądaniem kwitnących wiśni, po drodze lub w pobliżu ścieżki zwiedzać można liczne przybytki buddyjskie i chramy szintoistyczne. Zadziwiająco lekkie w konstrukcji budowle imponują wyrafinowaną architekturą, niezwykłymi detalami.

Już poza ścieżką, w południowej Higashiyamie, tłumy zwiedzających o każdej porze roku przyciąga drewniany kompleks klasztorny Kiyomizu-dera. Główny pawilon przyklejony jest do stromego zbocza i można stąd podziwiać wspaniałą panoramę całego Kioto, w którym jest ponad tysiąc sześćset świątyń buddyjskich i około czterystu chramów szinto. Ta sześciopiętrowa konstrukcja z cyprysowym dachem i podłogą zbudowaną z czterystu cedrowych desek, do której budowy nie użyto ani jednego gwoździa, budzi szacunek i zachwyt.

Pierwsza świątynia, poświęcona bogini Kannon, powstała tu u schyłku VIII w., a założył ją buddyjski mnich Enchin, który we śnie usłyszał polecenie odszukania źródła czystej wody (stąd nazwa kompleksu oznaczająca świątynię czystej wody). Źródłem okazał się tutejszy wodospad Otowa-no-taki. Dziś trzy strumienie wodospadu wpadają do stawu poniżej XVII-wiecznej bryły pawilonu.

Pielgrzymi, którzy docierają tu, by napić się świętej wody, muszą zdecydować, czy najbardziej zależy im na: 1. zdrowiu, 2. długim życiu, czy 3. wiedzy. Każdy strumień odpowiada za co innego, a zwyczajowo wybrać można tylko jeden.

W kompleksie Kiyomizu-dera uwagę warto zwrócić także na chram Jishu Jinja poświęcony bóstwu miłości Okuninushi-no-mikoto. Obok świątyni usytuowano dwa oddalone od siebie o 18 m głazy. Według legendy każdy samotnik, który z zamkniętymi oczami przejdzie od jednego do drugiego, powtarzając imię ukochanego lub ukochanej, zapewni sobie szczęście w miłości. Przy Jishu Jinja przypominam sobie to wszystko, o czym w Tokio mówiła mi Sumire. Być może właśnie tu należałoby przysłać tych wszystkich japońskich singli, którzy nie uprawiają seksu i nie zależy im na dzieciach?

Łazienna etykieta

Wieczorem docieram do onsenu Funaoka uważanego za najlepszy w całym mieście. Onsen to rodzaj łaźni zbudowanej na ciepłych źródłach. Tak jak niemal wszystko w Japonii wiąże się z osobnym rytuałem.

Przed wejściem do basenów termalnych obowiązkowo trzeba się dokładnie wyszorować z użyciem mydła.  I już ten punkt może sprawić trudności. Japończycy kąpią się, siedząc na niedużych stołeczkach, w żadnym wypadku na stojąco. Wskutek czego sitka prysznicowe zamontowane są mniej więcej na wysokości europejskiego pępka. Potem jest nieco łatwiej – pod warunkiem że zachowamy powagę i takt. Bo pobyt w onsenie to nie jest zwyczajna kąpiel.

Przychodzą tu razem całe rodziny, grupy przyjaciół, kolegów z pracy – by omówić najważniejsze prywatne czy zawodowe sprawy. Onsen relaksuje i dodaje energii. Źródła mają właściwości lecznicze, ale też – a może przede wszystkim – w ciepłej wodzie kąpie się nie tylko ciało, ale i dusza.

Źródło: national-geographic.pl

Dodaj komentarz