Szczere wyznanie kardiologa: W medycynie rzadko używamy tego słowa, ale zdarzył się cud
Monika Ponichtera po porodzie czekała na pilny przeszczep serca. 27-latka przeszła cztery operacje, aż 9 razy wymieniano komory. I gdy wydawało się, że już nie ma nadziei, jej własne serce znów zaczęło pracować.
Koniec był bliski
Bohaterka historii nowe życie rozpoczęła miesiąc temu, kiedy wróciła ze szpitala do domu i mogła wreszcie nacieszyć się swoją 4-miesięczną córką. Przez trzy miesiące były z dala od siebie, bo w trakcie porodu ujawniła się bardzo poważna wada serca. W dwa dni po narodzinach dziecka, kobieta trafiła do Instytutu Kardiologii w Aninie.
– Serce praktycznie się nie kurczyło, tak naprawdę byłam już jedną nogą na tamtym świecie – wyznała kobieta.
Monika Ponichtera miała wspomaganie lewo i prawo komorowe. Jedynym ratunkiem był przeszczep. Ale co chwilę pojawiały się komplikacje.
– Lekarz powiedział nam: proszę się z nią pożegnać. Te dwa słowa były dla mnie straszne – powiedziała Marzena Krzycka, mama Moniki i babcia Alicji.
27-latka przeszła cztery operacje serca, aż 9 razy wymieniano komory.
- Ciągle z tymi komorami były problemy. Pojawiały się skrzepliny i musieliśmy niestety podjąć ryzyko, żeby te komory wyszczepić – wyjaśniał prof. Mariusz Kuśmierczyk, szef Kliniki Kardiochirurgii i Transplantologii Instytutu Kardiologii w Aninie.
Było ogromne ryzyko udaru, ale bez komór, które ponad 3 miesiące zastępowały serce, lekarze też nie dawali jej dużych szans. A dawcy serca nie było. Jednak gdy kobieta zobaczyła swoje dziecko, zdarzył się cud.
Historia jak z filmu
Pani Monika poprosiła o możliwość zobaczenia swojej nowonarodzonej córeczki. Po otrzymaniu zgody, mama kobiety przywiozła dziewczynkę. Następnego dnia po wyszczepieniu komór stało się coś, co trudno zrozumieć.
- Historia jest ciężka do opowiedzenia i zrozumienia ponieważ my, w medycynie rzadko używamy słowa cud. I nie wierzymy po części w cuda. Natomiast wszystko się wiąże z podejmowanie ryzyka – powiedział prof. Kuśmierczyk.
Ryzyko się opłaciło, bo serce młodej mamy zaczęło samodzielnie pracować. W 2% przypadków serca się regenerują, ale nie po takim czasie. Statystyki podają, że owszem samouleczenie jest możliwe, ale nie po kilku miesiącach.
Bohaterka wierzy, że ten cud to zasługa wiary i Alicji.
– Nawet z tymi rurami, które miałam przyłączone do serca, wstawałam na nogi i szłam, szłam. Ciągnęły mnie w dół, ale szłam – wyznała.
Przez trzy miesiące Alicją wychowywał tata z dziadkami.
– Ludzie wierzyli w nas. Daliśmy radę – powiedział Jarosław Ponichtera, mąż pani Moniki.
- Wszystkie te dni, które mnie ominęły, nadrabiamy teraz – wyznała młoda mama w rozmowie z reporterką „Wydarzeń” Moniką Zalewską.
Źródło: polsatnews.pl
Opracowanie Salomea