W poznaniu powstała parafia bez kościoła, dzwonów i przepychu
W Poznaniu powstała parafia, w której wierni zamiast w kościele, spotykają się w kaplicy, która znajduje się w pomieszczeniu dawnego sklepu. Mieszkańcy mogą przyjść na mszę świętą, usiąść na poduszkach i napić się kawy.
Proboszczem w nowopowstałej parafii na poznańskiej Łacinie został popularny ks. Radosław Rakowski, znany wcześniej m.in. z organizacji rekolekcji trzech religii, czy akcji “Nie marnuj jedzenia”.
Parafia nie ma kościoła i nie wiadomo, czy ten kiedykolwiek powstanie. Na razie do dyspozycji ma kaplicę zorganizowaną w lokalu po dawnym sklepie w bloku mieszkalnym przy ul. Czesława Niemena 5.
— Może w przyszłości powstanie tutaj kościół, ale na razie robimy pierwszą próbę zbudowania żywej wspólnoty. Zapraszamy ludzi do tego lokalu — mówi ks. Rakowski.
Bez dzwonów i przepychu
Miejsce na kaplice samo w sobie jest wyjątkowe, podobnie jak cała otoczka. Nie ma tam dzwonów ani głośników. Wyposażenie kaplicy jest ekologiczne — ołtarz i mównica są z surowego drewna, podobnie jak ławki i taborety. A gdy miejsca się skończą, można wziąć poduszkę i usiąść na podłodze. Jest też aneks kuchenny, gdzie można zaparzyć sobie kawę z ekspresu.
— Chcemy, by była tu domowa atmosfera, żeby po każdej mszy świętej ludzie mogli się tu napić kawy i ze sobą porozmawiać i w ten sposób budowali więzi — tłumaczy nowy proboszcz.
Jak dodaje, w Polsce taka forma kaplicy budzi zaskoczenie, ale za granicą to już nic nadzwyczajnego.
— W Hiszpanii czy na Malcie bardzo często kaplice są między sklepami. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni, że zaczynamy od jakiegoś baraku, a potem budujemy kościół. My chcemy zacząć bardzo skromnie, pokornie — podkreśla.
Podczas kazania można porozmawiać z księdzem
Jak dodaje, wierni, ale i niewierzący, bo tych także zaprasza na rozmowy przy kawie, mają tu być bliżej siebie i bliżej niego.
— Na stu metrach kwadratowych musi być kilkadziesiąt osób obok siebie. Ludzie rozmawiają ze mną na kazaniu, podczas ogłoszeń duszpasterskich. Udaje nam się stworzyć taką domową atmosferę — mówi proboszcz.
Jak przyznaje na razie reakcje tych, którzy przyszli na msze, są pozytywne.
— Bałem się, że może starsi nie zrozumieją tej nowej formy. Ale bardzo chętnie podeszli do ekspresu, zrobili sobie kawę, rozmawiali i cieszyli się, że mogą na nowo porozmawiać z sąsiadami, z którymi dawno nie rozmawiali — podsumowuje ksiądz.