fbpx

Aleksander Doba – kajakiem przez Atlantyk

Lepiej żyć jeden dzień jako tygrys, niż sto dni jako owca – to motto Aleksandra Doby, 67-latka, który płynie kajakiem przez Atlantyk.

Z dnia na dzień jest coraz bliżej brzegów Florydy. Wypłynął z Portugalii 5 października. Niedługo minie zatem jego czwarty miesiąc na oceanie w łupinie kajaka. Nie może z niej wyjść. Początkowo zamierzał pływać trochę w oceanie, by rozruszać stawy i odświeżać się w ten sposób, jednak odstraszył go rekin, którego zobaczył przed planowaną kąpielą. Od tej pory całym jego terytorium jest kajak o długości 7 metrów i szerokości 1 metra. Pan Aleksander bywa jednak i tak zmoczony od stóp do głów, gdy zaleje go fala. Nawet jeśli trwa flauta, czyli cisza morska, i świeci słońce, wilgoć i sól w powietrzu sprawiają wiele niedogodności, w tym choroby skóry, które dokuczają kajakarzowi niemal od początku trwania niezwykłej podróży.

2

Roboty na pokładzie nie brakuje. 8 godzin dziennie wiosłowania połączonego z nawigowaniem, potem odsalanie wody ręczną pompą, po automatyczna zepsuła się już dawno. Odsalanie trwa ok. 2 godzin. Ale dzięki temu ma słodką wodę do picia. W nocy może się „wyciągnąć” w kabinie, w którą wyposażony jest kajak. Miejsca nie ma jednak bardzo wiele, gdyż pomieszczenie to spełnia również funkcję magazynu. W kajaku mieści się także zapas żywności oraz niezbędne urządzenia, z których jednak część, w tym lokalizator SPOT, zepsuła się już dawno.

3

Przez pierwsze 2 miesiące i kilkanaście dni pan Aleksander wysyłał smsy.

Sms z 13 października: – Flauta. Żółw przepłynął 15 m ode mnie. Wyjąłem odsalarkę trzeci raz, do testów. Zastąpiłem zawór złączką awaryjną z … długopisu. Prace nad odsalarką zakończone sukcesem: 4 litry wody w ciągu godziny.

12 listopada: – Przez tydzień nie spotkałem żadnego statku, a dziś pojawił się jedną milę ode mnie kuter rybacki. Później, 50 metrów za rufą zauważyłem łeb kaszalota. Płynął obok kilka minut, w pewnym momencie pokazał się cały, z ogonem.

17 listopada: – Rano kilkadziesiąt delfinów baraszkowało obok kajaka. Robiłem zdjęcia nad i pod wodą. Wyprzedził mnie statek, w dużej odległości. Ćma usiadła na kajaku – dzielna.

7 grudnia. – Tragedia na kajaku. W nocy ryba latająca zabiła się przed włazem. Zrobiłem fileta i zjadłem na surowo. Pycha! Noc była spokojna wiatr SW 5, 1013 mb. W dzień wiatr SW do WNW 5-10. Seria burz i deszczy. Kondycja fizyczna i psychiczna OK.

13 grudnia: – Do najbliższej karaibskiej wyspy jest 1250 mil, do Florydy najkrótszą drogą 2200 mil, a Lizbona jest 1850 mil w linii prostej za rufą.

18 grudnia: – Przepływam nad wielkim pasmem górskim: Grzbietem Północnoatlantyckim. Góry są jednak bardzo głęboko pode mną. Zachmurzenie 1/8 Cu. Temperatury: woda 23 stopnie, powietrze 20-30 stopni.

Od tamtej pory satelitarny działa połowicznie. Pan Aleksander nie może kontaktować się ze światem, jednak informacje przesyłane do niego przez przyjaciół z lądu docierają – widać to po pozycji kajaka na mapach satelitarnych. Pan Aleksander stosuje się do wysyłanych mu prognoz pogody oraz informacjom o wiatrach i prądach. Dzięki elektronicznym urządzeniom nawigacyjnym można śledzić trasę kajaka. Zdarzyło mu się przypadkowo (było to o godzinie 4 jego czasu, zatem podczas snu) naciśnięcie w ciasnej kabinie przycisku „Help”. Odebrał go amerykański ośrodek ratowniczy. Pojawili się na pomoc Polakowi, jednak ten, zdziwiony ich obecnością, podziękował, ale nie skorzystał z pomocy. Wyjaśnił, że u niego wszystko dobrze, a wezwanie pomocy musiało być przypadkowe.

4

Aleksander Doba, gdy nie pływa akurat kajakiem, mieszka w Policach. Ukończył Politechnikę Poznańską. Pracował w tamtejszych Zakładach Chemicznych. Obecnie jest na emeryturze. Jest żonaty. Ma także dzieci i wnuczki. W jednym z smsów wysłanych z Atlantyku cieszy się z powideł śliwkowych od żony.

Wcześniej latał szybowcem, skakał ze spadochronem. Jednak jego największą pasją stały się kajaki. W kajakarstwie górskim zdobył chyba wszystkie możliwe odznaki krajowe i międzynarodowe. Należą do niego liczne rekordy, np. rekord Polski w liczbie kilometrów przepłyniętych kajakiem w jednym roku. Wyniósł on 5125 km. Przepłynął całą Wisłę. Opłynął kajakiem m.in. Bałtyk i Bajkał. Wybrał się także za Koło Podbiegunowe – oczywiście kajakiem. Na koncie ma wiele innych kajakowych rekordów. Większości z nich dokonał jako pierwszy.

Kajak, którym pan Aleksander płynie przez Atlantyk, nazywa się Olo. Zaprojektował i wykonał go Andrzej Armiński – doświadczony projektant i budowniczy jachtów. Nie jest to pierwszy kajak wykonany przez niego dla Aleksandra Doby. W 2010 roku Andrzej Armiński zaprojektował i zbudował w swojej stoczni kajak, na którym Aleksander Doba po raz pierwszy przepłynął Atlantyk z Afryki do Ameryki Południowej. 26 października 2010 r. wyruszył z Dakaru do Brazylii, gdzie dopłynął 2 lutego 2011 roku. Rejs trwał 99 dni. Jako pierwszy na świecie przepłynął kajakiem przez Atlantyk z kontynentu na kontynent (z Afryki do Ameryki Południowej) wyłącznie dzięki sile mięśni. Wcześniej Atlantyk na kajaku przepłynęły 3 osoby, ale płynęły one na kajakach wspomaganych żaglem, poza tym były to rejsy z wyspy na wyspę, nie zaś – jak w przypadku Aleksandra Doby – z kontynentu na kontynent. Po tym wyczynie wyruszył kajakiem na  Amazonkę. Został wówczas napadnięty i obrabowany. Jednak pan Aleksander czuł niedosyt – chciał pokonać Atlantyk w najszerszym miejscu – na trasie z Europy do Ameryki Północnej.

5

Jak tłumaczy Andrzej Armiński, aby zrealizować ten cel, trzeba wybrać odpowiednią porę roku i trasę, by nie wpakować się np. w sezon huraganów. Choć burze nie omijają kajaka. Obecnie pan Aleksander dostał się już w strefę klimatu kontynentalnego znad Ameryki Północnej. Oznacza to, że narażony jest na zimne północne powietrze. – Na skutek północnych wiatrów czasem zamarzają pomarańcze na Florydzie, i te właśnie wiatry teraz zagrażają i jemu – wyjaśnia Andrzej Armiński.

„Olo” jest większy niż standardowy kajak, nadal jednak pozostaje tym właśnie środkiem transportu. A sprawia to napęd składający się z 1 wiosła. – Kajak różni się od łodzi wiosłowej tym, że ma 1 wiosło, a łódź 2 oraz dulki ułatwiające wiosłowanie. Praca włożona w napędzanie kajaka jest nieporównywalnie większa – tłumaczy Andrzej Armiński. Kajak Olo zaopatrzony jest w specjalne pałąki, które sprawiają, że nawet w czasie wywrotki wróci do pozycji wyjściowej. Jednak aby go rozpędzić, potrzeba więcej mocy niż w przypadku zwykłego kajaka. W momencie zwodowania w Lizbonie Olo ważył wraz z ładunkiem oraz panem Aleksandrem 550 kg. Gdy dobije do brzegów Florydy będzie znacznie lżejszy – pozbawiony zapasów żywności. Sam kajakarz prawdopodobnie będzie także szczuplejszy o kilka lub kilkanaście kilogramów. Podczas poprzedniej podróży kajakowej przez Atlantyk schudł 14 kg.

  • Jest niesłychanie zdeterminowany i konsekwentny oraz niezwykle odporny na trudy psychiczne i fizyczne. Bywa, że z powodu wiatru kajak cofał się o kilkanaście dni, ale on z wigorem ruszał dalej – mówi Andrzej Armiński poproszony o podanie cech Aleksandra Doby, które umożliwiają mu wyczyn, jakim jest przepłyniecie oceanu kajakiem. – Wielu z nas po 2 godzinach pływania kajakiem marzy o tym, żeby wysiąść, a on spędza w nim całe miesiące, sam. Poza tym, a może przede wszystkim, ważna jest moc. Trzeba wiosłować mimo wszystko.

6

Wyprawa nie była specjalnie nagłaśniana przez media. Na kajaku nie ma logotypów sponsorów. Zarówno kajakarz jak i projektant kajaka, który pokrył koszty jego budowy, nie szukali rozgłosu. Z drugiej strony, nie spotkali się też z większym zainteresowaniem. Zmienia się to nieco teraz, gdy pan Olek jest coraz bliżej celu. Jest też grono wiernych i stałych kibiców, którzy dopingują od początku pana Aleksandra. Widać to po systematycznych wpisach na jego stronie.

Mimo że pora roku oraz trasa dobrane zostały tak, by uniknąć silnych wiatrów, prądów i huraganów – bywa, że na skutek tych przeciwności kajak cofa się zamiast płynąć do przodu. Raz w ten sposób pan Aleksander stracił 12 dni. Mimo to jest coraz bliżej celu. – Gdyby warunki były idealne, ale takich nie ma nigdy, jest w stanie dotrzeć do brzegów Florydy w 10 dni. W obecnych warunkach jest to loteria. Być może nastąpi to w ciągu miesiąca – mówi Andrzej Armiński.

 

Autor:
Agnieszka Szymaszek
Źródło: Onet

Dodaj komentarz