fbpx

Pani Helena ma 87 lat i prowadzi kwiaciarnię, nie chce czuć się samotna

Pani Helena siada na stołeczku przy progu, wpatrując się w kamienicę naprzeciwko, zamyślona, potrafi tak tkwić przez kilka godzin. Klientów nie ma zbyt wielu, towar się nie sprzedaje, ale nie to jest najważniejsze…

Helena Mrozowicz prowadzi swoją kwiaciarnię, znajdującą się przy ul. Piastowskiej 28 we Wrocławiu. Wcześniej był to rodzinny interes, jednak jej mąż zmarł pięć lat temu. Od tamtego czasu pani Helena sama dba o niewielki sklepik, położony dwie minuty pieszo od Pasażu Grunwaldzkiego.

– Jak mąż zmarł, to umarło wszystko. Sprzedawaliśmy głównie wieńce pogrzebowe, ale to mąż je przygotowywał, ja nie potrafię – wspomina pani Helena, w wywiadzie dla Gazety Wyborczej.

Seniorka podczas rozmowy narzeka na pogodę i przeprasza za to, nie może się skupić, przez co gubi wątki.

– Wypiłam kawę, ale ciśnienie skacze jak oszalałe. Zapowiadają burze, ale po nich będzie jeszcze większa duchota. O! Proszę zobaczyć, jak róże zaczynają więdnąć. A tak ładnie pachną – mówi właścicielka kwiaciarni.

Witrynę sklepu ozdabiają sztuczne kwiaty, komponujące się z żywymi storczykami. Widać tam także pluszowe misie, nieco bibelotów, a także stare damskie buty na wysokim obcasie.

– Żyliśmy wspólnie z mężem przez 63 lata. Kwiaciarnię prowadzimy od 25 lub 35 lat, nie mogę sobie teraz przypomnieć. Bardzo przepraszam, ale nie mogłam dziś wstać z łóżka. Dlatego otworzyłam godzinę później – pani Helena.

– Czyli dziś pani otwiera? – pyta mieszkająca przy ul. Piastowskiej kobieta, która przerywa te rozważania.

– A co mam robić? Nie chcę siedzieć sama w domu.

– Święta racja. Ciepło jest, także proszę sobie usiąść na stołeczku.

Stołeczek jest znakiem rozpoznawczym pani Heleny. Siada na nim na progu sklepu, godzinami wpatrując się w kamienice znajdujące się naprzeciwko. Czeka na klientów, jednak nie ma ich zbyt wielu, towar też się nie sprzedaje. Ale nie to jest priorytetem.

– Była tu w środę młoda dziewczyna, porozmawiała ze mną i chyba napisała w internecie, że prowadzę sklep – opowiada staruszka. Mowa o grupie „Widzialna ręka” na Facebooku, która powstała na początku epidemii koronawirusa. Publikowano na niej prośby o pomoc osobom starszym, chorym lub informowano o bezinteresownych akcjach pomocy.

– Tego samego dnia przyszedł miły pan i kupił siedem wazonów! To był udany dzień – uśmiecha się i jednocześnie po raz kolejny odpowiada „dzień dobry”. Przez godzinę kłaniała się co najmniej 10 osobom przechodzącym obok kwiaciarni.

– Wszyscy mnie tu znają, podejdą i porozmawiają. Jestem im za to wdzięczna – mówi pani Helena.

Choć na drzwiach widnieje kartka z godzinami otwarcia, nie należy się do nich przywiązywać.

– Jeśli dobrze się czuję, to przychodzę. Najczęściej jestem około czterech godzin i wychodzę o godz. 15. Na więcej nie mam siły. Wtedy wracam do domu, włączam telewizor i płaczę do tych programów. Przynajmniej coś mi gada do ucha – opowiada pani Helena.

Pani Helena urodziła się w 1932 r. w Zaleszczykach na Ukrainie niedaleko dzisiejszej granicy z Mołdawią i Rumunią. Przed wojną z rodzicami przeniosła się do Przemyśla, a po zakończeniu działań wojennych trafiła do Wrocławia. Tutaj poznała męża, który urodził się we Francji. O czasach wojennych nie chce jednak zbyt dużo opowiadać. Woli swój sklep, gdzie walczy z samotnością seniora licząc, że ktoś przyjdzie i porozmawia. A może nawet coś kupi.

Rodziny już praktycznie nie ma – poza synem, ale nie utrzymuje z nim bliskich kontaktów. Jeszcze przed mężem musiała pożegnać na pogrzebie drugiego syna oraz córkę.

Wnuk pani Heleny przebywa w Domu Pomocy Społecznej w Ostrowinie pod Oleśnicą. Aktualnie nie ma z nim kontaktu, gdyż zdiagnozowano u niego koronawirusa.

– Marcin ma 30 lat, to ładny chłopak, mógłby się podobać dziewczynom. Od urodzenia jest jednak niewidomy i gdy jego matka zmarła rok temu, to nikt się nim nie zajmuje – mówi pani Helena.

– Lekarze mówią, że wszystko będzie dobrze, ale sama chciałabym się o tym przekonać. Może sprzedam swoje mieszkanie i ten sklep? Chcę wnukowi dać nadzieję, że kiedykolwiek zobaczy, jak kolorowy jest ten świat. Wierzę, że dożyję tej chwili – podsumowuje pani Helena.  

Źródło: wroclaw.wyborcza.pl

Dodaj komentarz