fbpx

Wywiad z prof. Piotrem Kuną – Trzeba budować odporność, a nie wpędzać się w samotność, izolację i depresję

Na portalu swiatlekarza.pl ukazał się ciekawy wywiad z prof. Pitrem Kuną kierownikiem II Katedry Chorób Wewnętrznych i Kliniki Chorób Wewnętrznych, Astmy i Alergii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, przeprowadzony przez Katarzynę Pinkosz.
Czy to prawda, że chorobę o podobnym przebiegu jak COVID-19, zna Pan z podręcznika na studiach? To nie jest nowa choroba?

To wirusowe śródmiąższowe zapalenie płuc, bardzo ciężka choroba, bardzo trudna do leczenia, jednak znana od dawna. W COVID-19 jest dodatkowo komponent naczyniowy; to on powoduje, że u części osób choroba tak gwałtownie się postępuje i może prowadzić do zgonu. Są to jednak głównie osoby z nieprawidłowo leczonymi innymi schorzeniami, jak nadciśnienie, cukrzyca, choroby serca, POChP. Jeśli te osoby są dobrze leczone, to ryzyko ciężkiego przebiegu i zgonu nie jest o wiele wyższe niż u osób zdrowych. Ciężkie powikłania dotyczą głównie osób, które mają nieprawidłowo leczone choroby podstawowe lub tych, które przerywają leczenie, a także osób otyłych, palących papierosy czy stosujących inne używki, jak chociażby dopalacze.  Wiele osób hospitalizowanych z powodu COVID-19 ma przerywane leczenie chorób przewlekłych oraz koszmarny lęk i stres, które obniżają odporność i mogą również być czynnikiem prowadzącym do śmiertelnych powikłań: trzeba na to zwracać uwagę.

Niedawno rozmawiałem z kolegą kardiologiem, którego 95-letnia pacjentka trafiła do szpitala z powodu utraty przytomności, nikt nie chciał jej leczyć, ponieważ miała dodatni test w kierunku koronawirusa. Radził się, czy wszczepić jej rozrusznik serca, bo przyczyną choroby były zaburzenia rytmu serca. Doradziłem, że absolutnie tak. Zoperowano ją, żyje bo na szczęście nie wysłano jej do szpitala tzw. COVID-owego, tylko do rodziny do własnego domu. A własny dom i opieka bliskich to najlepsze miejsce do leczenia każdej choroby. Czy jednak wszystkie rodziny zaakceptują w domu osobę po operacji z dodatnim wynikiem SARS-CoV-2?  Nie, codziennie w prasie czytam artykuły, jak rodziny się skarżą, że szpital nie zajął się kimś bliskim z COVID, bo za lekko choruje. Te osoby nie mają świadomości tego, że w ten sposób mogą swoich krewnych narazić na śmierć. Większość pacjentów z łagodnym i umiarkowanym przebiegiem COVID-19może być leczona w domu, tylko powinna być zorganizowana odpowiednia pomoc w domu. Trzeba zupełnie zmienić podejście do leczenia chorych z COVID. Przede wszystkim opieka domowa, wyposażenie każdego zakażonego w pulsoksymetr do samodzielnej oceny wysycenia krwi tlenem, a jeżeli stan chorego pogarsza się i konieczna jest intensywna tlenoterapia i wentylacja wspomagana, to wtedy szpital. Lekarze z Chin i Włoch już w marcu zwracali uwagę, że zbyt wczesne leczenie szpitalne i podłączenie do respiratora czyni więcej szkody niż pożytku i zwiększa śmiertelność, a nie obniża.

Starsze osoby są dziś proszone o pozostawanie w domu. Faktycznie powinny starać się unikać wychodzenia z domu?

Chory na COVID-19 człowiek wydycha w ciągu godziny ok. 50 mln cząstek wirusa, normalnie oddychając. Nie mamy gwarancji, że wirus przez wentylację w bloku nie zarazi osób w innych mieszkaniach. To samo jest w pracy, w szpitalu i wszędzie tam, gdzie jest wentylacja lub klimatyzacja. Seniorom nie zalecałbym siedzenia w domu, tylko wyjście na spacer, do parku, lasu, a jeśli siedzenie w domu, to przy otwartym oknie. Do tej pory nie ma dowodu, żeby spacerując na świeżym powietrzu, można się było zarazić tym wirusem.  Zarażamy się głównie w małych pomieszczeniach. Druga sprawa: naszą odporność niszczy samotność, brak kontaktów. A dziś istotne jest zarówno unikanie zakażenia, jak dobra odporność. Dlatego zalecałbym wychodzenie na spacer i codzienny ruch.  Żaden lek nie zastąpi ruchu i aktywności fizycznej.

W wielu krajach są wprowadzane pewne formy lockdownu. Pan, Panie Profesorze, przekonuje, że lockdown nie jest korzystny.

W medycynie obowiązuje taka cudowna zasada, którą przypisuje się Hipokratesowi „Primum non nocere” czyli po pierwsze nie szkodzić. Lockdown w krótkiej perspektywie oczywiście obniży liczbę zakażeń wirusem i da wytchnienie szpitalom, jednak po jakimś czasie epidemia i tak znów wybuchnie, i to nie wiadomo z jaką siłą. Popatrzmy na Belgię i Holandię: w Belgii był totalny lockdown, w Holandii – tylko zalecenia. Dziś w Belgii jest 2,5 razy więcej zgonów na milion mieszkańców niż w Holandii. Podobnie inni sąsiedzi: Francja i Szwajcaria; we Francji lockdown, stan wojenny, gigantyczna liczba zachorowań. W Szwajcarii lockdownu nie ma, przy dodatnim wyniku idzie się na kwarantannę, po 10 dniach wraca się do pracy, bez żadnych badań. Liczba zachorowań w Szwajcarii w przeliczeniu na milion mieszkańców jest podobna do Francji, ale liczba zgonów jest prawie dwa razy mniejsza, i to w kraju gdzie długość życia jest jedną z najdłuższych na świecie. Dlatego, że wzrost śmiertelności przy epidemii COVID-19 wynika nie tylko z zakażenia, ale również jest spowodowany stresem, lękiem, samotnością, zamknięciem, brakiem opieki nad chorymi na inne choroby, nie COVID-19. Proszę spojrzeć, jak krytykowano Szwecję za to, co robi i pokazywano, jak tam jest źle. Dziś jest tam mniej chorych niż w Polsce.  Widać, że w tych krajach, w których postanowiono nie robić lockdownu w walce z COVID, sytuacja dziś jest podobna lub nawet lepsza. Być może jest to przypadek, ale trzeba przyznać, że powinien on dać do myślenia. A wniosek jest prosty: w dłuższej perspektywie lockdown więcej szkodzi niż pomaga.

Skupiliśmy się na tym, by za wszelką cenę nie dopuścić do zarażenia większej grupy osób. Jeśli jednak koronawirusem zaraził się prezydent Trump, prezydent Duda, to jakie szanse na uchronienia się ma zwykła osoba? Wygląda na to, że wszyscy wcześniej czy później się zarazimy, dlatego trzeba budować odporność i przygotować się na atak koronawirusa, by go odeprzeć, a nie wpędzać się w samotność, izolację, brak ruchu, lęk i depresję. Oczywiście ważnym elementem zapobiegania COVID jest świadome chronienie siebie i najbliższych, czyli noszenie masek medycznych, okularów, utrzymywanie dystansu od innych osób, jak najczęstsze mycie i odkażanie rąk. Ale nie panika i strach prowadzące totalnej izolacji i wielu nieracjonalnych działań.  Cała nadzieja w szybkim wprowadzeniu skutecznej szczepionki.

Podkreślam to w każdej rozmowie z pacjentem, że nasze zdrowie i przejście cało przez epidemię SARS-CoV-2 zależy w prawie 80 proc. od nas samych, a tylko w kilkunastu procentach od lockdownu i rządu.

Pojawiają się doniesienia, że wiele osób ma późne powikłania po COVID, że zmiany w płucach, sercu utrzymują się. Czy to prawda?

Epidemia trwa stosunkowo krótko, nie mamy dobrych statystyk dotyczących odległych powikłań i zgonów. To, co widzimy teraz, to tylko chwilowe obserwacje, nie powinno się na ich podstawie wyciągać ostatecznych wniosków. Mówi się o udarach, zawałach serca czy powikłaniach naczyniowych, jednak takie same powikłania są po grypie czy zapaleniach płuc na tle wirusowym i bakteryjnym. Zmiany włókniste w płucach po przechorowaniu ostrej fazy COVID-19 są widoczne, jednak po pewnym czasie wycofują się. Na razie mamy badania, które pokazują wyniki obserwacji po 4 miesiącach: u ponad 95 proc. pacjentów zmiany znikają.  Podobnie zmiany w mięśniu sercowym czy w naczyniach.  Badania obrazowe wskazują, że faktycznie są obecne, ale też znikają po pewnym czasie. Pacjenci długo skarżą się na osłabienie, jednak każda ciężka choroba osłabia i przez wiele miesięcy może odbijać się na wydolności organizmu.

Powikłania mogą być bardzo groźne u osób z chorobami przewlekłymi. O to walczę: wszyscy skoncentrowaliśmy się na COVID, a zapomnieliśmy o milionach osób z chorobami przewlekłymi: o 9 mln chorych na nadciśnienie, 3 mln z cukrzycą, 2 mln z POChP, 2 mln z niewydolnością krążenia. Jeśli o nich nie zadbamy i nie będziemy dobrze leczyć, to prawdziwą epidemię zgonów będziemy mieli już za chwilę. Zaniedbane choroby zaostrzą się na skutek lockdownu, braku dostępu do lekarza.  Ludzie nie będą umierać z powodu COVID, tylko nagle przyjdzie fala zgonów zaniedbanych chorych z nowotworami chorobami serca i innymi chorobami przewlekłymi. Część z nich nawet może mieć dodatni wynik badania na obecność wirusa, ale to nie wirus będzie ich zabijał. Rozumiem moich kolegów i koleżanki, że teraz najważniejszym problemem jest COVID, więc wszystkie siły muszą być skoncentrowane na walkę z tą zarazą.  Tak trzeba, zastanawiam się jednak, jakim kosztem to robimy, czy naprawdę nie mamy rezerw, żeby zadbać o wszystkich chorych?

Często pojawiają się głosy krytyki w stosunku do tego, co Pan mówi.

Na wszystko, co mówię, mam dowody naukowe, tak naprawdę analizuję i cytuję prace naukowe publikowane w najlepszych czasopismach medycznych świata. Lekarz powinien opierać swoją wiedzę na dowodach naukowych, a nie na przypuszczeniach i emocjach. Jeśli ktoś ma inne dane, niech je przedstawi. Ja podaję źródła i podkreślam, że trzeba za wszelką cenę chronić się przed COVID-19, ale też brać pod uwagę skutki, jakie niesie zaniedbanie leczenia innych chorób, dbać o wszystkich innych chorych, „Primum non nocere”

Od czego zależy, u kogo przebieg zakażenia będzie ciężki?

Od leczenia chorób współistniejących, naszej odporności i predyspozycji immunologicznej. Osoby z grupą krwi A mają znacznie większą podatność na koronawirusa. Z kolei osoby z grupą krwi 0 – bardzo małą. Mamy nie tylko odporność humoralną w postaci przeciwciał odpornościowych, ale też tzw. odporność komórkową, a także odporność nieswoistą – wrodzoną, składającą się z wielu elementów. To, w jaki sposób przechorujemy zakażenie, zależy od naszego organizmu, dlatego dbajmy o niego.

Wszyscy powinniśmy się chronić, jeśli jednak zarazimy się, to pozostaje nam własna odporność. Trzeba solidnie leczyć choroby współistniejące, budować odporność przez regularne ćwiczenia fizyczne. Warto przyjmować witaminę D, włączyć do diety naturalne probiotyki, czyli kiszone warzywa budujące zdrowy mikrobiom i wspomagające odporność. Zalecam też zaszczepienie się przeciw grypie, jeśli szczepionka będzie dostępna. Zachorowanie na grypę i na COVID-19 dla wielu osób może skończyć się zgonem. Osoby z grup ryzyka powinny zaszczepić się też przeciw pneumokokom.

Mimo wszystko jestem umiarkowanym optymistą: jeśli w tym tempie będziemy się zakażać, to do końca marca 2021 osiągniemy odporność zbiorową, a od kwietnia powinniśmy mieć naturalny spadek zachorowań. Tylko czy nasz system ochrony zdrowia jest przygotowany, by ten okres przetrwać?  Łóżek szpitalnych w Polsce jest ok. 200 tysięcy: to bardzo dużo, ale nie mamy pielęgniarek i lekarzy do ich obsługi. Za to optymistycznym akcentem jest fakt przeznaczenia ogromnych środków finansowych na badania naukowe nad lekami przeciwwirusowymi i nową generacją szczepionek, które w zamyśle miały służyć w walce z rakiem, a okazały się skuteczne w walce z wirusem. Moim zdaniem pozwoli to na prawdziwy przełom w leczeniu wielu chorób wirusowych w ciągu kilku najbliższych lat. Pochodną tego może być odkrycie szczepionki leczącej nowotwory, a także spowalniającej procesy starzenia się. Po wielkiej tragedii zawsze przychodzi coś dobrego.

 

Źródło: swiatlekarza.pl 

Foto: agencja-informacyjna.com

2 thoughts on “Wywiad z prof. Piotrem Kuną – Trzeba budować odporność, a nie wpędzać się w samotność, izolację i depresję

Dodaj komentarz