fbpx

„Borkoś” szykuje się do powrotu na ulice

Marcin Borkowski znany jako „Borkoś” wraca do zdrowia i do ratowania ludzi. Znany warszawski ratownik, który po godzinach patrolował ulice Warszawy swoim „moto ambulansem”, miał wypadek, po którym wciąż przechodzi rehabilitację. „Borkoś” nie zamierza jednak rezygnować ze swojej misji i już planuje powrót do wyjazdów na ulice. Tym razem nie będzie jednak jeździł w karetce a nie na skuterze.

—Ten niewielki procent szans na przeżycie zrobił swoje, ale ktoś na górze sobie porachował, dał „Borkosiowi” zostać na tym padole, no i działam — mówi ratownik medyczny. Pół roku temu Marcin Borkowski uległ poważnemu wypadkowi. W stanie ciężkim trafił do szpitala. Skończyło się na pięciu operacjach i 21 dniach śpiączki farmakologicznej.

„Borkoś” wciąż się rehabilituje.

W grudniu ubiegłego roku przejście kilkunastu kroków stanowiło dla ratownika nie lada wyzwanie. Teraz chodzenie nie sprawia mu już problemów. Do pełnej sprawności nie wróciła jednak prawa ręka.

— Łokieć jest dość sztywny, nie bardzo się zgina, ale tutaj liczę na postępy medycyny, coś może pomogą — przyznaje „Borkoś”.

Problem z ręką może być przeszkodą w prowadzeniu reanimacji, ale ratownik nie zamierza odpuszczać. Ma pomysł, jak sobie z tym radzić.

— Jeśli chodzi o uciskanie klatki piersiowej ręcznie, to trzeba mieć obie ręce proste w łokciu. Prawa ręka prosta długo jeszcze nie będzie. Ale są świadkowie zdarzenia, których ja mogę śmiało zaangażować: „proszę pana, proszę podejść i uciskać klatkę piersiową” i w ten sposób udzielanie pierwszej pomocy będzie jak najbardziej możliwe — twierdzi Borkowski.

Pierwszy dyżur jeszcze przed wakacjami

„Borkoś” zamierza zamienić dawny motoambulans na auto osobowe z automatyczną skrzynią biegów. W zanadrzu ma też jeszcze pojazd elektryczny firmy Triggo, który nazwał „ambulansem szybkiego reagowania”. Pod Łodzią trwają testy, a ratownik współpracuje nad jego przystosowaniem do wymagań pojazdu ratowniczego. Zaletą mają być małe gabaryty, które ułatwią szybki dojazd na miejsce wezwania.

— Jeżeli jedziemy w korkach, przednie koła składają się i jego szerokość jest nie większa niż 90 centymetrów, co pozwala nam w korku podróżować. Ale gdy ten korek opuścimy i mamy przed sobą prostą, to koła rozsuwają się i stabilnie pędzimy do zdarzenia — wyjaśnia ratownik.

Na pierwszy dyżur Borkowski zamierza wyruszyć jeszcze przed wakacjami. Nie ukrywa niecierpliwości.

— Ja bym chciał już, ale rodzi mi się w maju dziecko. No i tak uciec żonie po urodzeniu dziecka do ambulansu… trzeba troszeczkę pomóc, bo to dużo obowiązków — wyznaje.

Ratownik „Borkoś” testował elektryczny pojazd, który zastąpi motoambulans
Kim jest „Borkoś”?

Marcin „Borkoś” Borkowski był ratownikiem w stołecznym pogotowiu. W wolnym czasie pomagał poszkodowanym w wypadkach także jako wolontariusz. Jeździł po warszawskich ulicach swoim motoambulansem, który kupił za prywatne pieniądze. Gdy doszło do wypadku autobusu, który spadł z trasy S8, był jednym z pierwszych ratowników na miejscu. Za tę akcję został nagrodzony przez wojewodę mazowieckiego.

Jest znany również ze swojego kanału w serwisie YouTube, na którym tłumaczy, jak pomóc rannemu w wypadku drogowym.

13 października 2021 roku Marcin Borkowski miał poważny wypadek. Na ulicy Szwedzkiej udzielał jeszcze pomocy poszkodowanemu nastolatkowi, później ruszył do kolejnego zgłoszenia. Wtedy zderzył się z samochodem osobowym przy skrzyżowaniu Radzymińskiej i Folwarcznej. Trafił do szpitala z połamanymi kończynami, a jego stan od początku określany był jako poważny.

Dodaj komentarz