fbpx

Tata Frania wyruszył w trasę po jednostkach wojskowych, aby zebrać 10 mln zł na leczenie syna

Tata Frania, który służy jako żołnierz w 21 Brygadzie Strzelców Podhalańskich, podjął walkę o uratowanie swojego syna. Z końcem stycznia wyruszył w podróż, odwiedzając różne jednostki wojskowe i zbierając fundusze na lek, który kosztuje 10 milionów złotych. Na szczęście jego determinacja i poświęcenie przyniosły sukces.

Diagnoza SMA budzi lęk w każdym rodzicu. Niestety, w przypadku małego Frania, została ona postawiona zbyt późno. W takiej sytuacji czas jest bardzo cenny, dlatego cała rodzina zdecydowała się na walkę z chorobą. Tata Frania, pan Maciej, udał się w podróż po Polsce, aby prosić o wsparcie finansowe na kosztowny lek, który daje nadzieję na poprawę stanu zdrowia syna.

Udało się zebrać wymaganą kwotę

Gdy mały Franio przyszedł na świat, jego rodzice nie mieli pojęcia, że w ciągu kilku miesięcy będą walczyć o jego życie. Początkową diagnozą była padaczka, jednak podjęte leczenie nie dawało skutku i jego stan się pogarszał.

„Lekarz rodzinny wysłał nas do neurologa. Ten stwierdził, że to zwykła padaczka i na pewno przejdzie. Przepisał dużo leków. Potem się okazało, że za dużo… Franio całymi dniami leżał otumaniony, nie było z nim kontaktu. Napady wciąż były, za to nie było naszego synka!” — czytamy na stronie siepomaga.pl, gdzie została założona zbiórka na leczenie dziecka.

„Właściwie w ostatniej chwili poznaliśmy diagnozę, Bóg czuwał nad synkiem… Udało nam się dostać na pierwsze podania leku refundowanego w Polsce, ale wiemy już, że to będzie za mało, by powstrzymać postęp choroby! Lek ten został podany za późno, już po wystąpieniu objawów…” — napisali rodzice Frania.

Na szczęście rodzice małego Frania trafili pod opiekę specjalisty, który po przeprowadzeniu badań wykluczył padaczkę jako przyczynę jego stanu zdrowia. Niestety, ulgi wciąż nie było, ponieważ winowajcą napadów okazała się choroba SMA — czyli rdzeniowy zanik mięśni.

Były potrzebne środki finansowe na terapię genową, która mogła zostać zastosowana tylko raz w życiu i była jedyną nadzieją na uratowanie życia małego Frania. Jednak koszt terapii wynosił 10 milionów złotych. Pan Maciej założył zbiórkę pieniędzy i prosił o wsparcie zarówno od znajomych, jak i od nieznajomych. 18 stycznia wyruszył w podróż po Polsce, aby zebrać wymaganą kwotę.

„W pomoc Franiowi zaangażowało się tysiące osób z całej Polski. Tato chłopca, kpr. Maciej Karaś, żołnierz 21 Brygady Strzelców Podhalańskich, 18 stycznia tego roku wyruszył w trasę po jednostkach wojskowych w Polsce, aby osobiście prosić o wsparcie oraz zbierać pieniądze na leczenie syna. Wyruszając w podróż po kraju, na koncie Frania było 1 milion 300 tys. zł. W ciągu dwóch miesięcy udało się uzbierać ponad 8,5 mln. zł” — czytamy na portalu przemysl.naszemiasto.pl.

Działania pana Macieja przerodziły się w walkę o zdrowie i życie dziecka. Pukał od drzwi do drzwi, prosząc ludzi o pieniądze, które były jedyną nadzieją na ratunek dla małego Frania. Na szczęście udało się zebrać wymaganą kwotę, a pan Maciej powrócił z tej misji jak bohater — z tarczą, a nie na tarczy.

„To był ciężki i intensywny czas, ale wiedziałem, że nie wrócę, dopóki mój syn nie będzie bezpieczny. Każdego dnia byłem w innym mieście. Odwiedzałem jednostki wojskowe i spotykałem się z wieloma ludźmi, prosząc o pomoc i wsparcie. Wróciłem do domu szczęśliwy, bo mój syn dostanie drugą szansę na życie. W kwietniu kończy 2-latka i to będzie najpiękniejszy prezent urodzinowy dla niego” — opowiada tata Frania, którego słowa cytuje portal przemysl.naszemiasto.pl.

 

 

 

 

Dodaj komentarz