Para złożyła przysięgę małżeńską na szczycie Mount Everest
Jak wiele par, Ashley Schmeider i James Sisson marzyli o tym, by ich ślub był wyjątkowy. I był, bo mało kto może się pochwalić tym, że przysięgę małżeńską złożył na najwyższej górze świata i przywiózł z niej zdjęcia, które obiegły cały świat.
Ślub na plaży albo w eleganckim lokalu? Nuda. Przynajmniej dla świeżo upieczonych małżonków Ashley i Jamesa, którzy wymyślili coś, co sprawiło, że zainteresował się nimi cały świat.
Para postawiła bowiem na bardzo nietypową lokalizację – Mount Everest. Mimo że nie dotarli na sam szczyt, który ma dokładnie 8488 m n.p.m., i tak udało im się o własnych siłach zajść wysoko, bo aż do obozu na wysokości niemal 5200 m.
Razem z nimi, dzielnie znosząc mroźne temperatury, chorobę wysokościową i głęboki śnieg, przez bite trzy tygodnie wspinał się fotograf Charleton Churchill, którego zadaniem było uwiecznić ten niezwykły i ważny dla pary z Kalifornii moment.
Jego poświęcenie dla pracy jest godne podziwu, biorąc pod uwagę to, że w swoim ekwipunku musiał dodatkowo zmieścić i nieść profesjonalny sprzęt fotograficzny.
Na pewno wymagało to też wielu przygotowań i planowania – Ashley i Jamesowi zajęły one aż rok, ale wejście na Czomolungmę to nie bułka z masłem, więc nie zaniedbali niczego, także treningów przed tą wspinaczką.
Z relacji, którą fotograf prowadził na Facebooku i Instagramie wynika, że w dniu, w którym dotarli do obozu, było około -15 °C. To jednak nie odstraszyło kreatywnych małżonków przed przebraniem się na czas ceremonii i do zdjęć w tradycyjną, białą suknię ślubną oraz garnitur.
Bez wątpienia można powiedzieć, że Ashley i James wkroczyli we wspólne życie w imponujący sposób, udowadniając, że im ciężkie warunki są niestraszne. Mamy nadzieję i życzymy, żeby ich małżeństwo było równie (wy)trwałe, co oni.
Więcej na: podroze.gazeta.pl fot.: charletonchurchill.com