fbpx

Krakowska farma oferuje paczki warzyw, zgodne z cyklami Natury a nie życzeniami klientów

Farma, która oferuje wyłącznie sezonowe warzywa i owoce, zamiast ściągać je z daleka? To możliwe. Na obrzeżach Krakowa powstała farma, która dostarcza warzywa nie według życzeń klientów, ale rytmu natury.

Krakowska Farma Miejska to pomysł kilku osób, które własnymi rękami, z użyciem kompostu, uprawiają warzywa dla mieszkańców miasta. Każdego tygodnia przygotowują paczki z warzywami dla klientów, z tymże ci nigdy nie wiedzą, jakie warzywa znajdą w środku. Właściciele farmy zamiast kierować się popytem i zmieniającymi się potrzebami klientów, postawili na cykliczność natury.  Krakowska Farma Miejska to doskonały przykład na to, jak na małą skalę zmieniać rynek żywności i tym samym walczyć ze zmianami klimatu.

Cykliczność zamiast upodobań

Odbiorcami paczek od Krakowskiej Farmy Miejskiej jest już ok. 30 osób. Jedni z nich są stałymi odbiorcami, którzy wykupili abonament – 20 paczek w sezonie. Inni są zaopatrywani okazjonalnie, według osobistego uznania. W paczkach znajduje się to, co w danym momencie urosło na farmie, m.in. sałata, rukola, jarmuż, szpinak, marchewka, cukinia, buraki.

– Znajomi ostatnio zapytali mnie, czy mamy na farmie rzodkiewkę, bo akurat na ten tydzień zaplanowali kiszenie. U nas było wtedy na nią za wcześnie i zdałem sobie sprawę, że to pytanie powinno brzmieć: kiedy będziecie mieli rzodkiewkę, żebyśmy mogli zaplanować kiszenie? – wyznał jeden z twórców farmy, Janek Szpil.

Mężczyzna dodaje, że to pokazuje nasz stosunek do przyrody. Oczekujemy od niej konkretnych korzyści, zamiast zacząć żyć zgodnie z jej zmiennym rytmem.

– Ta drobna rozmowa pokazuje, że przyzwyczailiśmy się dostawać zawsze to, co chcemy. Tylko czy wtedy ta rzodkiewka będzie naprawdę gotowa i najlepsza w swoim wydaniu? Bardzo lubię w tym projekcie to, że zbliża ludzi do natury. Wchodząc z nami we współpracę, wchodzisz w jej cykl – dodał.

Trójka może wiele

Oprócz Janka Szpila, założycielami Krakowskiej Farmy Miejskiej są Jacek Bendera i Apolinary Żuchowicz, którzy mają spore doświadczenie w rolnictwie. Dziś stawiają przede wszystkim na naturalność, ale nie zawsze tak było. Apolinary Żuchowicz stosował środki chemiczne w gospodarstwie rolnym, które prowadził w latach 80. Skutki, które obserwował sprawiły, że zerwał z praktyką, która jest szkodliwa zarówno dla roślin, ziemi i człowieka.

– Od dłuższego czasu zajmujemy się ogrodnictwem miejskim. Temat wytwarzania zdrowej, nieskażonej chemicznie żywności blisko miejsc, w których się ją konsumuje,  pochłania mnie, bo widzę, że naprawdę można to robić. Każdy może do nas przyjechać, zobaczyć, pracować z nami, porozmawiać, odebrać paczkę na rowerze – wyznał Janek Szpilka.

Chłopak zapewnia, że korzyści z takich upraw jest wiele. Ważne jest, by zacząć myśleć kolektywnie i być świadomym tego, że wszyscy jesteśmy częścią jednej planety.

– Skracamy łańcuch dostaw, zmniejszamy emisję transportu. Nie osłabiamy ziemi, tylko ją wzbogacamy, karmiąc ją wyłącznie naturalnym kompostem. Można powiedzieć, że nawozimy ziemię z odpadów krakowian, bo nawóz dostarcza firma, która zajmuje się przerabianiem bioodpadów.

Optymalne i sprawiedliwe ceny

Paczka warzyw – niespodzianka – kosztuje 45 zł. To więcej niż w markecie. Ale warto mieć świadomość, że własnym zakupem wspieramy ekologię i zdrowie. Wykupiony abonament ponadto chroni kupców od ryzyka wzrastającej inflacji.

– Nie zdajemy sobie sprawy z realnych cen warzyw, bo w popularnych marketach możesz je kupić zawsze tanio. Owszem, ale wtedy bierzesz udział w czymś, co w szerszej skali ci szkodzi. Cierpi rynek lokalny, bo za transfer kapitału odpowiada korporacja i cierpi środowisko, bo przemysłowa produkcja wyniszcza przyrodę – umotywował cenę Janek.

Ryzyko wpisane w naturę

Farma uzależniona jest przede wszystkim od tego, co się dzieje w naturze. Na to ile zbiorów uda się zebrać i w jakiej będą kondycji wpływa przede wszystkim pogoda, która w tym roku jest wyjątkowo kapryśna – warzywom grożą zatem szkodniki i choroby. To dodatkowe utrudnienie dla śmiałków z Krakowa. Mimo wszystko, wciąż zgodnie twierdzą, że warto. W końcu teraz ważą się losy naszej planety.

– Może nasza skala jest niewielka, ale wyobraźmy sobie, że takich inicjatyw jest w Polsce pełno. Już teraz powstaje ich coraz więcej. To może być początek transformacji wytwarzania żywności. W tym momencie jesteśmy uzależnieni od globalnych rynków dostaw i rynków finansowych– zauważa Janek.

Janek Szpilka twierdzi również, że w dokończeniu projektu pomogła mu sytuacja związana z koronawirusem.

– Musieliśmy zrezygnować z innych zajęć, więc wszystkie siły przeznaczyliśmy na farmę. Ciężko mi sobie wyobrazić, co piękniejszego mogło mnie spotkać w tym czasie niż grzebanie w ziemi. Jestem bardzo wdzięczny za terapię.

Opracowanie: Kamila Gulbicka
Źródło: smoglab.pl

 

Dodaj komentarz