fbpx

W tej kawiarni nie tylko napijesz się kawy, ale także pogłaszczesz kota

Kawa i ciastko w towarzystwie pięciu kotów – to możliwe w pierwszej „kociej kawiarni”, która powstała w Brukseli. Otworzyła ją Polka. Jak przekonuje, przy tych zwierzakach ludzie łatwiej się relaksują.

Na parterze jednej ze starych kamienic w brukselskiej dzielnicy Saint-Gilles znajduje się kocia kawiarnia Le Chat Touille. Nazwa to gra słów nawiązująca do czasownika „łaskotać” (chatouiller).

Aby dostać się do środka, trzeba zadzwonić domofonem. Każdego gościa wita kot, typowy dachowiec, i od razu zaczyna łasić się do nóg.

Pomieszczenie nie jest duże, mieści się tam osiem stolików. Na jednej ze ścian, tuż nad stolikami, wiszą półki, na których wylegują się koty, obserwując otoczenie. W kawiarni nie ma muzyki. Za to uwagę gości skupiają na sobie właśnie koty. Gdy znudzi im się wylegiwanie, koty wskakują na kolana, domagają się głaskania albo wylegują się na podłodze w oczekiwaniu, że ktoś się z nimi pobawi.

Mam pięć kotów: trzy samce i dwie kotki. Wabią się Noel, Simba, Fripouille, Coca, Chiquita. Wszystkie pochodzą z brukselskiego schroniska Maison de Suzy. Koty są wysterylizowane i zaszczepione, czyste – mówi PAP właścicielka baru Monika Jurczykowska, z zawodu tłumaczka konferencyjna.

Kawiarnia została otwarta w pierwszym tygodniu listopada. Jest czynna od godz. 12 do 20. W menu znajdziemy sałatki, deskę wędlin i serów, ale także ciepłe dania i desery.

Jedzenie przygotowuję rano ze świeżych składników. Zależało mi na tym, żeby ludziom dać coś dobrego, żeby też była jakość tego jedzenia. Staram się wplatać w dania polskie akcenty. Ostatnio były np. placki ziemniaczane oraz z cukinii – powiedziała.

Mimo że kawiarnia istnieje od tygodnia, to – jak mówi właścicielka – cieszy się zainteresowaniem wśród brukselczyków. – Mnóstwo osób mi mówiło, że czekało na to, aż ktoś otworzy takie miejsce. Czytali, że istnieją takie bary w innych krajach. I czekali, że pojawią się także w Brukseli – opowiada.

Takie bary sprawiają przyjemność i ludziom, i kotom. Możesz siedzieć sobie w barze, popijać herbatę lub coś innego, jeść coś dobrego i patrzeć na koty, które się bawią. Ludzie się tu relaksują. A dla kotów jest to ogromna przyjemność, że mogą być głaskane – powiedziała.

Pomysł zrodził się dzięki koleżance pani Moniki. – Powiedziała mi, że w Paryżu działa taki bar. Wiedziałam, że takie miejsca istnieją, czytałam, że są w Japonii. I nagle spłynęło na mnie olśnienie: skoro w Paryżu, to czemu nie w Brukseli? A ponieważ już pracowałam z kotami – od kilku lat chodziłam do schroniska zajmować się nimi – i akurat miałam odrobinę oszczędności, to tak się wszystko dobrze złożyło, że mogłam zrealizować ten pomysł – opowiada Jurczykowska.

Nim wystartowała na dobre ze swoim pomysłem, miała kilka nieprzespanych nocy i ogromne obawy, czy taki bar przyjmie się wśród ludzi.

Myślałam o tym, czy ludzie nie uznają tego za obrzydliwe, że koty chodzą sobie, kiedy oni jedzą – powiedziała.

Największe trudności związane były z pozwoleniami oraz ze znalezieniem lokalu. – Trzeba było znaleźć lokal, który ma takie pomieszczenie, gdzie mogą zamieszkać koty. Lokal, który jest dosyć dobrze usytuowany, żeby klienci mogli dobrze dojechać. Kolejny wymóg, to zgoda właściciela na taki koncept z kotami. I ostatni, to lokal, który był wcześniej restauracją. I udało mi się tutaj – powiedziała.

Zgodnie w wymogami sanitarnymi miejsce, w którym przygotowywane jest jedzenie odgrodzone jest kratą od pozostałej części sali. Koty, po zamknięciu kawiarni idą do swojego pomieszczenia, które znajduje się pod główną salą i tam zostają aż do otwarcia kawiarni następnego dnia.

Jurczykowska, pytana o plany, powiedziała, że chce otworzyć drugi, większy lokal. – Myślałam o tym, żeby w Warszawie też taki lokal otworzyć, ale nie wiem, jak do tego ustosunkuje się nasz sanepid. Na razie szukam tutaj pracownika – powiedziała.

Źródło: PAP

Dodaj komentarz