fbpx

Pani Krystyna opiekuje się 43 psami których nikt nie chciał

Gdy po skończonym sprzątaniu przysiada na chwilę przed telewizorem, wszystkie psy leżą wraz z nią. Ekran ich nie interesuje, w większości leżą ogonem do telewizora, łbami zwrócone w kierunku swojej pani. Choć na zewnątrz jest ciepło, a drzwi są otwarte, żaden nie wychodzi na podwórko. – Tak mnie kochają – przyznaje pani Krysia ze wzruszeniem, w wywiadzie dla portalu natemat.pl.

Od ponad roku pani Krysia wraz z psami mieszka w nowym miejscu. Wcześniej zwierzęce hospicjum funkcjonowało w Karpaczu. Pani Krystyna na ośrodek geriatryczny dla czworonogów zamieniła dawny pensjonat. Jej były mąż postanowił pensjonat sprzedać i ona wraz z psami musiała się wyprowadzić.

Z pomocą wielu ludzi, za rozsądną kwotę udało się kupić podupadający poniemiecki dom w Krzewiu Małym, 30 kilometrów na północny zachód od Jeleniej Góry. To już prawie koniec świata. Woda ze studni która latem czasem wysycha, częste braki prądu, a wokół prawie żadnych domów.

Od grudnia jesteśmy w ciągłym remoncie i wciąż jeszcze jest dużo do zrobienia. Jak tu przyszliśmy, to zastaliśmy dziurawy dach, wilgotne i zagrzybione ściany, przegnite podłogi i chłód. Masa pracy była i nadal jest – przyznaje pani Krysia.

Właścicielce Staruszkowa pomaga sąsiad z Krzewia Małego, z którym udało się jej znaleźć wspólny język.

„Oddział geriatryczny” liczy obecnie 11 psów. Te są już w takim stanie, że – jak mówi pani Krystyna – wymagają wręcz opieki 24 godziny na dobę. Do codziennych zajęć należy zmienianie opatrunków, podkładów czy pieluch, czasem wypadają pilne wyjazdy do weterynarza. Opowieść o tym, co niektóre z tych psów przeżyły, z trudem przechodzi jej przez gardło.

Puszek był przez 10 lat trzymany na łańcuchu w szczerym polu. Do zardzewiałej beczki był przykuty. Śnieg, deszcz, mróz – stał tak. Czasem mu ktoś przyniósł jedzenie i picie, czasem nie. Interwencyjnie został odebrany.

Tosię przywiązano nocą do bram schroniska i połamano jej nogi, żeby nie mogła uciec.

W zeszłym roku udało się znaleźć dom dla psiunia, któremu właściciel oczy papierosem wypalił.

Północ – ma tak na imię, bo mi go ludzie zbolałego równo o północy przywieźli – chodzi taki przechylony, bo nie ma błędnika. Wygląda jak Quasimodo – jest tak brzydki, że aż piękny.

Właścicielką jednego z psów była najprawdopodobniej jakaś zbieraczka śmieci. Zwierzę żywiło się wyłącznie tym, co jego pani przyniosła ze śmietnika. Gdy trafił do pani Krysi, odwiozła go do kliniki weterynaryjnej. Przeleżał trzy tygodnie.

Jej czworonożni przyjaciele są stałymi pacjentami kliniki weterynaryjnej doktora Januszkiewicza w Jeleniej Górze.

„Odchodzą przy mnie”

Informują, że jest ciężki stan i zawsze czekają na mnie, żebym mogła być przy psie. Nigdy nie uśpią psa, zanim się nie pożegnamy – przyznaje.

Po tylu psach już wiem, kiedy przychodzi koniec. Kiedy trzeba przy nim czuwać. One odchodzą przy mnie. I choć już tyle ich przeszło na drugą stronę tęczowego mostu, to zawsze jest to dla mnie osobisty cios.
Słychać jak pani Krysia z trudem łyka łzy. Mówi, że zawsze jest się jej trudno pogodzić, gdy żegna psa.

Właścicielka psiego Staruszkowa wierzy, że gdzieś tam kiedyś spotka się ze wszystkimi swoimi podopiecznymi. Jak mówi – za tęczowym mostem.

Źródło: natemat.pl, facebook.com/staruszkowo/

One thought on “Pani Krystyna opiekuje się 43 psami których nikt nie chciał

Dodaj komentarz