W Australii uruchomiono podwodną elektrownię, która wytwarza energię dzięki falom oceanu.
W Australii od ponad 15 lat pracują nad systemem, który umożliwiłby uzyskanie energii z fal oceanu. Prototypy nazwane na cześć greckiej bogini morza (Keto – Ceto) z powodzeniem przeszły tyle prób i konfrontacji z wodnym żywiołem, że w końcu podjęto decyzję o uruchomieniu pierwszej elektrowni na potrzeby wyspy Garden Island, gdzie mieści się największa baza (HMAS Stirling) australijskiej królewskiej marynarki wojennej. System opracowany przez Carnegie Wave Energy służy nie tylko do wytwarzania energii elektrycznej, ale także do odsalania wody. Uruchomiono go kilkanaście dni temu: pod koniec lutego.
Jak działa elektrownia? Kluczem do sukcesu są podwodne boje o średnicy 11 m, porównywalnej z długością dwóch Mercedesów klasy S ustawionych jeden za drugich. Urządzenia zanurzone na głębokości 20 – 50 m wyposażone są w pompy hydrauliczne, które tłoczą przepływającą wodę morską wprost do turbin umieszczonych na lądzie. Aby turbiny pracowały z zakładaną przez inżynierów wydajnością, woda tłoczona jest pod większym ciśnieniem. Obecnie zainstalowany system składa się z trzech boi CETO 5. Każda z nich zapewnia moc 240 kW. Czy to dużo? Niekoniecznie. Stąd Carnegie Wave Energy planuje już w przyszłym roku moduły o mocy 1 MW. A w 2018 r. komercyjne przedsięwzięcie: elektrownię z 25 modułami o łącznej mocy 25 MW.
Czy pomysłowy system CETO ma szanse na realizację w innych regionach świata? Jak najbardziej! Australijczycy współpracują przy projektach prowadzonych na wybrzeżu Irlandii, w Kanadzie oraz na Bermudach. Niewykluczone zatem, że w niezbyt odległej przyszłości charakterystyczne podwodne boje spowszednieją. I posłużą nie tylko do zasilania wysepek na końcu świata.
Źródło: nt.interia.pl