Czego o życiu może nas nauczyć sprzedawca hot-dogów
Kiedy coś daję, czuję, że żyję – mówi Vesco Valchev, uliczny sprzedawca z budki z hot-dogami w Toronto. Słynie z tego, że wraz z hot-dogiem, obdarowuje klientów odrobiną duchowej mądrości.
Kiedy robię hot-dogi, wkładam w to całe swoje serce i duszę. Powiedział HuffPost Rise w ostatnim wywiadzie. Jak twierdzi, jego budka, to jego „zamek”. Jednak nie zawsze tak to wyglądało.
Valchev przeprowadził się do Kanady z ojczystej Bułgarii w 1991 roku, w poszukiwaniu nowego życia. Otworzył restaurację, która upadła, pozostawiając go jako bankruta. Zanim stanął na nogi, musiał pokonać ciężki etap depresji.
Odseparowałem się od materialnego, fizycznego życia – mówi mężczyzna.
Pewnego dnia postanowił zrobić 100 kanapek z szynką i majonezem, aby udać się do Armii Zbawienia i wręczyć je biednym oraz bezdomnym ludziom. Wtedy też zdecydował służyć ludziom i społeczeństwu, zamiast dbać tylko o siebie i własny sukces. Po zaledwie miesiącu poczuł się znacznie szczęśliwszy niż kiedykolwiek wcześniej.
Po dziś dzień Vasco Valchev nie odmówił hot-doga nikomu. Jego budka to po trosze budka, po trosze stacja charytatywna, a po trosze świątynia, w której dzieli się swoją duchową wolnością z każdym, kto zatrzyma się, aby coś przekąsić.
Źródło: huffingtonpost.com
Tłumaczenie: Beata Miernik