Tilda Swinton prowadzi eksperymentalną szkołę w Szkocji
Pomiędzy występami w filmach Tilda Swinton zarządza gimnazjum w Szkocji. W Drumduan nie ma egzaminów, podziału na klasy, hierarchii. Dzieci zdobywają wiedzę przez zajęcia praktyczne, np. budując kajak.
Powodem do rozwinięcia nowej działalności było to, że bliźnięta Tildy i jej byłego partnera Johna Byrne’a skończyły szkołę podstawową. Uczęszczały do szkoły opartej na tzw. metodzie waldorfskiej, co oznaczało brak ocen, egzaminowania oraz partnerską relację między uczniami a nauczycielami. Kiedy Xavier i Honor skończyli 14 lat, nie mogli już dłużej chodzić do dawnej szkoły. Wtedy Tilda postanowiła założyć własne gimnazjum, w którym jej dzieci mogłyby kontynuować edukację na dotychczasowych zasadach.
W ten sposób powstała w Szkocji Drumduan Upper School założona przez Swinton i ojca jednego z kolegów jej dzieci, Iana Sutherlanda McCooka. Wspiera ich w tym dyrektor szkoły i wiodący nauczyciel, potomek polskich emigrantów Krzysztof Zajączkowski.
Nie ma tu żadnego podziału na klasy, żadnych testów – wyjaśnia Swinton w wywiadzie dla The Guardian. Moje dzieci mają teraz 17 lat i przejdą przez tę szkołę bez żadnych egzaminów. Nauka odbywa się tutaj na bazie sztuki i zajęć praktycznych. Przykładowo, fizyki uczą się poprzez budowanie kanadyjskiego kajaka, robienie noża czy karmelizowanie cebuli. Wszyscy są tutaj bardzo szczęśliwi.
Uczniowie nie zbierają ocen, za to wszystkie swoje sukcesy dokumentują w specjalnych, własnoręcznie wykonanych zeszytach. Kiedy pójdą na uczelnię, będą im służyć za portfolio. Część zajęć odbywa się warsztatowo w budynkach, a część w terenie podczas własnoręcznych prac i eksperymentów. Młodzież także gotuje dla siebie nawzajem.
Pracując na dworze, doświadczasz wszystkiego: matematyki, geometrii, fizyki, chemii, sztuki, poznajesz proces współpracy, estetykę koloru i kształtu – tłumaczy dyrektor Zajączkowski.
Młodzież uczona jest także muzykowania, co jest wręcz wizytówką szkoły. Wiele dzieci, które tam trafiło, cierpiało wcześniej w zwykłych szkołach, gdyż nie pasowały do systemu edukacji. Tutaj mogą się rozwijać, a efekty z pozoru swobodnego działania są zaskakujące.
Niedawno szkołę odwiedziła kontrola z ministerstwa, która wnikliwie przeanalizowała organizację i wartość merytoryczną zajęć. To był test dla inicjatywy Swinton, gdyż negatywna opinia oznaczałaby zamknięcie szkoły i wysłanie dzieci do standardowych placówek. Opinia specjalistów była jednak pozytywna. Teraz szkoła zbiera fundusze na stypendia dla młodzieży. Dopiero potem organizatorzy będą dążyli do zbudowania nowych budynków szkolnych.
Źródło: theguardian.com
Kurcze jak ja zazdroszcze im, tez bym chciala by moje dzieci chodzily do takiej wlasnie szkoly a nie meczyly sie w tych tradycjonalnych.