75-latka przemierza świat autostopem
Co można robić, gdy się ma 75 lat i 700 zł emerytury? Można siedzieć w domu i czytać książki lub zwiedzać cały świat i to za grosze. Tak jak pani Teresa Bancewicz spod Bolesławca.
Pani Teresa przez 35 lat pracowała jako projektantka w wojewódzkim przedsiębiorstwie handlu wewnętrznego w Jeleniej Górze. Gdy w wieku 55 lat straciła pracę przeprowadziła się w okolice Puszczy Bolesławieckiej. Po kilku miesiącach bezrobocie dotknęło jej męża Jana. To był początek kilkuletniej depresji, z której wyrwały panią Teresę marzenia o wyjeździe do Skandynawii. W wieku 62 lat nasza bohaterka z 300 zł miesięcznej emerytury spakowała plecak złapała tak zwanego stopa i dojechała na miejsce. Sama, bo mąż musiał przypilnować domu. I tak jest do dziś. Za każdym razem, gdy pani Teresa rusza w świat dobytku pilnuje mąż. A zdarza się to często, bo pani Teresa długo na miejscu nie usiedzi.
Dziś ma 700 zł emerytury, z której odkłada wszystko na kupkę. Gdy uda się jej uzbierać parę groszy, pakuje plecak i rusza w trasę. Wcześniej, jak na plastyka z wykształcenia przystało, tworzy unikalne kartki pocztowe, na które poza farbą składają się wyklejane ozdoby. Gdy w obcym kraju zaczyna brakować jej budżetu, sprzedaje swoje małe dzieła za „co łaska”.
Od czasu swej pierwszej wyprawy przemierzyła wzdłuż i wszerz całą Europę, lwią część Afryki, Bliski Wschód i prawie całą Azję. Spała w drążonych w skalach domach Berberów tuż obok Sahary i w namiocie nad brzegiem Nilu. Dwa lata temu dojechała autostopem do Japonii, w zeszłym roku odwiedziła Kubę.
- Do podróży zawsze starannie się przygotowuję – mówi pani Teresa. – Dużo czytam o kraju do którego się wybieram, poznaję jego kulturę, zwyczaje, sytuację polityczną.
Z porozumiewaniem w obcych krajach nie ma najmniejszego problemu. Mówi trochę po niemiecku, rosyjsku i hiszpańsku. Ale najskuteczniejszym okazuje się język migowy, który rozumieją wszyscy.
- Na każdy wyjazd zabieram ze sobą 30-kilogramowy plecak, w którym mam wszystko to, co niezbędne. Prowiant, śpiwór, namiot, ubrania i oczywiście kosmetyki – śmieje się pani Teresa.
Najdłuższą podróżą, na którą do tej pory się wybrała była trzymiesięczna wyprawa do Azji. I pierwsza, w czasie której musiała korzystać z emerytury.
- Do Moskwy dojechałam stopem, ale stamtąd już koleją transsyberyjską do Pekinu – mówi. – W Chinach musiałam zrobić zapasy żywności. Ponieważ zawsze zabieram ze sobą płatki owsiane, potrzebowałam mleka. Ale krowie było nieosiągalne. Wtedy spróbowałam mleka sojowego, które okazało się pyszne. Budżet podreperowałam dopiero w Japonii, bo polska ambasada zorganizowała wystawę i sprzedaż moich kartek.
Teraz pani Teresie marzy się wyjazd do Australii. Tym razem jednak marzenie to może rozbić się o problemy finansowe.
- Całą Australię można zwiedzić autostopem, ale trzeba tam dolecieć. Na razie nie stać mnie na bilet lotniczy – mówi nasza bohaterka mówi z rozżaleniem.
My jednak wierzymy głęboko, że i ten problem uda się jej rozwiązać. Dotychczas pokazała, że do realizacji marzeń wystarczy tylko jedno: chcieć.