fbpx

Naukowcy NASA kontrolują marsjański łazik Curiosity ze swoich domów

Pandemia koronawirusa zmusiła wiele firm do zmian w sposobie funkcjonowania. Nie ominęło to także tak ogromnej instytucji jak NASA. Wszystkie stacje kosmiczne, satelity i łaziki znajdujące się na orbicie, lub na innych planetach muszą być przez cały czas monitorowane i kontrolowane. Jak udało się to wszystko pogodzić? NASA postanowiła odpowiedzieć na te pytania, zapewniając, że robi wszystko co możliwe, aby pracownicy byli bezpieczni i mogli pracować w domowym zaciszu.

Oczywiście nie udało się wysłać do domu wszystkich. Kluczowi dla działania agencji i jej systemów specjaliści muszą pozostać na miejscu, bo nie wszystko da się załatwić z poziomu home office, ale duża część załogi przebywa w domowej izolacji. Jedną z nich jest na przykład zespół monitorujący i kontrolujący marsjański łazik Curiosity, który podzielił się właśnie zdjęciami swoich aktualnych miejsc pracy.

Narodowa Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej podkreśla jednak, że było to możliwe tylko dlatego, że dużo wcześniej spodziewali się takiego rozwoju sytuacji i mieli wystarczająco dużo czasu, żeby to wszystko zaplanować i zrealizować. Zanim możliwe było zdalne sterowanie Curiosity z własnego domu (pierwszy dzień takiej pracy miał miejsce 20 marca), zespół został wyposażony w specjalne headsety, monitory i pozostałe wyposażenie niezbędne do efektywnej pracy z domu. Później przyszła pora na wiele testów praktycznych i przećwiczenie wszystkiego, zanim łazik przyjął pierwsze zdalne polecenie, czyli wydobycie próbki skały w miejscu zwanym Edinburgh.

W normalnej sytuacji, wszystkie osoby odpowiedzialne za programowanie sekwencji dla łazika są w jednym pomieszczeniu, dzielą się screenami, obrazami i danymi, a także bez problemu omawiają wszystko na bieżąco bez konieczności wstawania z fotela, ale sytuacja jest wyjątkowa i trzeba się do niej dostosować. Oznacza to zupełnie inny rytm pracy, często wymagający więcej czasu, bo komunikacja przez wideokonferencje i aplikacje do wysyłania wiadomości nie jest w stanie zastąpić tradycyjnej rozmowy jeden do jednego, a do tego stwarza pewne ograniczenia, często pochodzące z zewnątrz, których nie sposób przeskoczyć.

Liczba komend przesyłanych do Curiosity jest mniejsza niż zwykle, ale NASA zapewnia, że łazik wciąż pozostaje naukowo produktywny.

Jak twierdzi agencja, prowadząca zespół, podsumowując obecną sytuację:

„Monitorują prawdopodobnie ok. 15 kanałów jednocześnie. Żonglujemy tym bardziej niż normalnie. Normalnie chodzę po naszym pokoju sytuacyjnym, gdzie pracują mniejsze zespoły i omawiam z nimi wszystko. Teraz prowadzą 4 wideokonferencje w tym samym czasie, żeby wszystko sprawdzić. Robię to, co zwykle, tyle że wirtualnie. To klasyczne podręcznikowe działanie NAS. Mamy problem, to robimy wszystko, żeby go rozwiązać. Mars się dla nas nie zatrzymał, wciąż eksplorujemy.”

Źródło: GeekWeek.pl/NASA

Dodaj komentarz