fbpx

5 pomocnych rad na smutek według Św. Tomasza z Akwinu. Po ośmiuset latach wciąż aktualne

Wszyscy znamy smutek. To emocja, która towarzyszy nam od wczesnego dzieciństwa. Niestety, w miarę dorastania i komunikatów, którymi karmi się małe dzieci („nie smuć się”, „nie płacz”) w dorosłym życiu często znajdujemy nie zawsze konstruktywne sposoby radzenia sobie z trudnym uczuciem.

 

Co z tym smutkiem?

Większość popularnych sposobów radzenia sobie ze smutkiem polega na zwykłej ucieczce lub tłumieniu bólu. Nie dopuszczamy do siebie smutku, bo konfrontuje z tą częścią nas samych, której wolelibyśmy nie widzieć.

Bo przecież smutek jest passé. W programach rozrywkowych, na Facebooku czy Instagramie wszyscy są „szczęśliwi” i uśmiechnięci, zawsze gotowi pochwalić się najnowszym sukcesem. Żyjemy w kulturze, która wymusza od nas konieczność udawania i wypierania tego, co trudne, niewygodne i przykre. Czy to działa? Szukanie szczęścia poza sobą i kreowanie nieprawdziwego wizerunku, często przynosi więcej szkody niż pożytku. Powoduje depresje, stany lękowe, choroby somatyczne i napięcia w ciele.

W ostatnich latach zwiększył się odsetek pacjentów, którzy trafiają do psychiatry po pomoc – skarżą się na depresję lub przedłużające się stany melancholii i braku zainteresowania życiem. U wielu osób sytuacja mogłaby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby nie odrzucały smutku, lecz potrafiły go przeżywać, pozwalając tym samym wybrzmieć mu do końca.

Św. Tomasz z Akwinu radził, aby zamiast odpychać smutek poradzić z nim sobie w bardziej konstruktywny i nieszkodliwy sposób:

 

Pięć sposobów na smutek wg. św. Tomasza z Akwinu

  1. sprawić sobie przyjemność („Przyjemność w  stosunku do smutku ma się tak, jak spokój czy odpoczynek do zmęczenia”)
  2. wypłakać się („Każda przykrość, którą człowiek zamyka w  sobie, bardziej go boli, gdyż wzmaga uwagę na jego przedmiot”)
  3. porozmawiać z  przyjacielem („Ten, komu przyjaciele współczują, ma świadomość, że jest kochany przez nich, a  taka świadomość jest przyjemna. Skoro więc każda przyjemność łagodzi smutek, to jasne, że także współczucie przyjaciół łagodzi go”).
  4. kontemplować prawdę, (choć to może być trudne)
  5. kąpiel i  sen.

Jednocześnie też filozof radzi, by akceptować siebie w smutku. Warto wtedy czule do siebie przemówić i zapewnić smutną część, że jest mile widziana. Podejdźmy do niej życzliwie, zamiast traktować ją jak wroga. Bo co jeśli, smutek też jest… smutny, a nasze odrzucenie boli go tak samo mocno, jak nas? Nie wierzysz? Przeczytaj poniższą bajkę.

Bajka terapeutyczna o zasmuconym smutku (autor anonimowy)

Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka. Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem, a  uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej, szczęśliwej dziewczyny.

Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać. Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem. Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i  zapytała: „Kim jesteś?”. Ciężkie powieki z  trudem odsłoniły zmęczone oczy, a  blade wargi wyszeptały: „Ja…? Nazywają mnie Smutkiem”.

„Ach, Smutek!” – zawołała staruszka z  taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.

„Znasz mnie?” – zapytał Smutek niedowierzająco. „Oczywiście, przecież niejeden raz towarzyszyłeś mi w  mojej wędrówce”. „Tak sądzisz?” – zdziwił się Smutek – „To dlaczego nie uciekasz przede mną? Nie boisz się?”. „A  dlaczego miałabym przed tobą uciekać, mój miły? Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed tobą ucieka. Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny”. „Ja… jestem smutny” – odpowiedział Smutek łamiącym się głosem. Staruszka usiadła obok niego. „Smutny jesteś…” – powiedziała i  ze zrozumieniem pokiwała głową. – „A  co cię tak bardzo zasmuciło?”. Smutek westchnął głęboko.

Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać? Ileż razy już o  tym marzył. „Ach, wiesz…” – zaczął powoli i  z  namysłem – „najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z  ludźmi i  towarzyszyć im przez pewien czas. Ale gdy tylko do nich przychodzę, oni wzdrygają się z  obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy”. I  znowu westchnął: „Wiesz, ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić. Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. A  ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i  duszności. Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I  dostają zawału. Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać. I  rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane. Mówią: tylko słabi płaczą. I  zalewają się potokami łez. Albo odurzają się alkoholem i  narkotykami, byle tylko nie czuć mojej obecności”.

„Masz rację” – potwierdziła staruszka. – „Ja też często widuję takich ludzi”.

Smutek jeszcze bardziej się skurczył: „Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi. Wtedy, gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą. Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w  którym może leczyć swoje rany. Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A  jak to boli! Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem i  wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany. Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał. Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia”.

Smutek zamilkł. Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze, potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.

Staruszka serdecznie go objęła i  przytuliła do siebie: „Płacz, płacz, Smutku” – wyszeptała czule. – „Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. Będę ci zawsze towarzyszyć, a  w  moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy cię nie pokona”.

Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i  ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę: „Ale… ale kim ty właściwie jesteś?”.

„Ja?” – zapytała figlarnie staruszka, uśmiechając się przy tym tak beztrosko, jak tylko małe dziecko potrafi. – „JA JESTEM NADZIEJA!”.


Jeśli zatem kiedykolwiek znów zechcesz odepchnąć smutek, pomyśl, że w ten sposób odrzucasz pewną część siebie. Kiedy będziesz to robić regularnie, wyparta emocja da o sobie znać w postaci choroby, depresji, spadku energii albo ujdzie pod postacią napięć w ciele. Ostatecznie to tylko emocja. To, że odbierasz ją negatywnie jest jedynie subiektywną oceną, wartościowaniem, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

 

 

Opracowanie: Kamila Gulbicka
Źródło: zwierciadlo.pl

 

 

Dodaj komentarz