fbpx

Życie cię nie rozpieszcza? Rozpieszczanie zacznij od… siebie!

Troszczymy się o własne dzieci, rodziców, zwierzaki domowe, przyjaciół i teściową. A o siebie ?  Niekoniecznie. Okazuje się, że stawianie siebie na końcu listy to błąd, który dużo kosztuje. Zatem może warto rozpieszczanie zacząć od siebie? 

Słuchaj ciała

Dbasz o innych, zaspokajasz ich potrzeby, a swoje spychasz na dalszy plan? Bardzo możliwe, że wkrótce usłyszysz wołanie z ciała o pomoc. Może to być zmęczenie, ból lub choroba – wszystko, co zatrzyma i skieruje uwagę do wewnątrz. Wtedy nie będzie wyjścia. Będziesz musiał zadać sobie pytania: kim jestem? Czego pragnę? Co mi służy, a co przeszkadza?

Takiej drogi doświadczyła Elżbieta Krajewska – psychoterapeutka, nauczycielka duchowa, poetka i żona Seweryna Krajewskiego. Kiedy dowiedziała się o chorobie, zdecydowała się zaopiekować się sobą (i wirusem) na każdym poziomie. Podjęła radykalne (w cudzej opinii) kroki: przeszła na weganizm, zaczęła praktykować medytację oraz zaczęła pomagać innym.

-Mądrość mojego organizmu polegała na tym, że to, co mogło mi zaszkodzić, przestało mi smakować. Mięso, a nawet ryba, smakowały jak trociny, od alkoholu mnie odrzucało, unikałam cukru – wspominała w rozmowie z dziennikarką „Zwierciadła”.

Akceptacja i miłość

Jednak to, co okazało się najbardziej pomocne, było bezwarunkową akceptacją. Zamiast iść na wojnę z wirusem wątroby, Elżbieta zrobiła mu miejsce w ciele. Zamiast lęku i antypatii podeszła do niego z miłością.

Wymyśliłam sobie, że nie będę traktować go jak wroga, tylko jak współlokatora. Rozmawiałam z nim: „Słuchaj, siedzisz we mnie tak długo, więc nie będę z tobą walczyć, ale bardzo mi przykro, muszę podnieść ci wibrację”. […] W medytacjach dokarmiałam go energią miłości, której on też nie lubi. To była taka moja gra, po prostu zaakceptowałam, że zamieszkał we mnie wirus, i zaczęłam go sprytnie rozpuszczać w energii, która go nie wzmacnia – dodała.

Miłująca życzliwość

Traktować siebie z miłością to inaczej dawać sobie czas, dbać o siebie, zdrowo się odżywiać, rozwijać pasje i talenty, ruszać się, rozpieszczać. Brzmi jak egoizm? Być może, ale jest to jego zdrowsza forma. Bo przecież dbając o siebie, budujemy własne psychiczne zasoby, które potem możemy wykorzystać dla innych. Poza tym, kiedy praktykujemy miłującą życzliwość w swoim kierunku, zrzucamy ciężar troski z barków bliskich nam osób. Nie oczekujemy już, że ktoś się nami zaopiekuje, domyśli się, co nam dolega, zapyta o potrzeby. Dzięki temu relacje robią się lżejsze, swobodniejsze i uskrzydlające. Zamiast traktować się jak małe dzieci, traktujemy się jak dojrzałych dorosłych.

Nie trać czasu

Ale dbanie o siebie to również świadomość przemijalności i upływu czasu. Zatem priorytetem jest potraktowanie każdej minuty, jakby była ostatnią. To dobry powód, by w końcu zadać sobie pytanie, „po co”. Po co poświęcam kilka godzin dziennie na konkretną czynność, spotkania czy rozmowy? Czy robię to dlatego, że mnie dokarmia, wzbudza zachwyt i rozpala iskrę, a może robię to, bo czuję, że wypada?

-Jeżeli chcę spotkać się ze znajomą, to najpierw pomyślę, po co, czy to spotkanie nas wzbogaci – mnie i ją. Chodzi o współcelowość spotkań, o owo „po co”. Zawsze można wstać i wyjść. Mamy prawo nie zgadzać się na to, żeby – jak śpiewał Wojciech Młynarski – sytuacja całowała nas w usta. Odbębnianie spotkań to strata czasu, którego już przecież nie odzyskamy, bo minął – mówi druga rozmówczyni „Zwierciadła”, filozofka i bioetyczka Barbra Czerska.

Podobna rzecz ma się do talentów. Wielu z nasz przeznacza sto procent czasu na obowiązki. Własne pasje, ciekawości i zainteresowania spychamy na dalszy plan, tzw. listę B, którą zajmujemy się dopiero wtedy, kiedy wszystkie „muszę” są zrealizowane. A to przecież spory błąd. Po pierwsze dlatego, że po wszystkich obowiązkach nie mamy siły już na nic, a po drugie udowadniamy samym sobie i całemu światu, że nie traktujemy własnych miłostek na poważnie. W ten sposób rośnie w nas frustracja z racji niezrealizowanego potencjału.

-Kto nie dzieli się swoimi talentami, ten je traci. Jeżeli więc kochasz malować – maluj, rób laurki, ucz malować dzieci. Akt twórczy to według mnie podobna do pomagania forma autoterapii. Łączy je ta sama uzdrawiająca energia miłości – dodaje Elżbieta Krajewska.

Zatem, zamiast narzekać, że życie cię nie rozpieszcza, ty sam zacznij rozpieszczać siebie we własnym życiu. Zacznij od małych kroków: zrób coś, na co masz ochotę, posłuchaj ciała, wejdź z nim w dialog, zapytaj o potrzeby. To nic nie kosztuje, a zmienia wszystko.

Opracowanie: Kamila Gulbicka
Źródło:  Zwierciadlo.pl

Dodaj komentarz