22-latek przejechał rowerem z Polski do Maroka – 4500 kilometrów w dwa miesiące

Patryk Zieliński, 22-latek z małej wsi Zawały niedaleko Torunia, postawił sobie ambitny cel – przejechać na rowerze trasę z Polski do Maroka. Wyprawa licząca około 4500 kilometrów zajęła mu niespełna dwa miesiące. Patryk opowiada o swoich przygotowaniach, przebiegu podróży oraz wyzwaniach, z którymi przyszło mu się zmierzyć.

Patryk Zieliński zainspirował się podróżnikami, których śledził w internecie. „Swoboda przemieszczania się, spanie pod namiotem, jedzenie z turystycznej kuchenki, kontakt z naturą, spotkania z nowymi ludźmi i podglądanie ich życia codziennego – chciałem to wszystko poczuć na własnej skórze” – mówi młody podróżnik. Razem z dziewczyną postanowił spędzić tydzień w południowej Szwecji, co okazało się na tyle fascynujące, że zapragnął dłuższej i dalszej wyprawy.

Decyzja o samotnej podróży

Chcąc sprawdzić swoje możliwości w podróży w pojedynkę, Patryk początkowo myślał o Hiszpanii. „Może Barcelona, może dalej wschodnim wybrzeżem aż do Gibraltaru” – wspomina. Plan stopniowo się formował, aż pewnego dnia, słuchając podcastu podróżnika, którego obserwował od jakiegoś czasu, usłyszał o Maroku. „Nie zastanawiając się długo, wiedziałem, że moja rowerowa podróż nie skończy się w Europie. Wtedy wyklarował się ostateczny cel – Marrakesz, miasto w zachodnim Maroku” – dodaje.

Patryk postanowił, że jego trasa będzie elastyczna, a on sam będzie kierował się własnymi upodobaniami i intuicją. Wiedział, że chce spać głównie pod namiotem, w lesie. „Założyłem więc kilka celów, które z grubsza kształtowały moją trasę. Były nimi stolice państw, przez które miałem jechać” – mówi.

Przygotowania obejmowały serwis roweru oraz uzupełnienie wyposażenia. Patryk musiał zaopatrzyć się w dodatkowe sakwy, śpiwór, sprzęt do gotowania, powerbanki i ładowarkę solarną. „Bagaż ograniczony, jak myślałem, do minimum wypełnił dwie sakwy na tylnym bagażniku i dwie sakwy na bagażniku przednim” – wspomina.

Początek wyprawy i pierwsze problemy

30 kwietnia Patryk wyruszył spod Poznania. Na pierwszym etapie towarzyszyła mu dziewczyna, która jechała z nim do Berlina. Stamtąd kontynuował podróż w kierunku Amsterdamu. „Niestety od samego początku mój rower jakby sprzeciwiał się całemu pomysłowi” – przyznaje. Pękające szprychy oraz wymiana tylnego koła we Francji wiązały się z nieprzewidzianymi kosztami, ale stanowiły także wyzwanie, które wzbogaciło całą przygodę.

Średnio pokonywał 80-90 kilometrów dziennie, czasem nawet 140. „Miałem wystarczająco czasu, żeby jechać spokojnym tempem i robić przerwy, delektując się nowymi krajobrazami” – dodaje. Spanie pod namiotem stało się codziennością, a dobre i uważne wybieranie miejsca na obóz pozwalało mu czuć się bezpiecznie.

Wyboista droga do Marrakeszu

Trasa licząca około 4500 kilometrów prowadziła przez Niemcy, Holandię, Belgię, Francję, Hiszpanię aż do Maroka. Patryk zmagał się z różnymi warunkami pogodowymi, od ulewnych deszczy po 40-stopniowe upały. „Najmocniejsze opady spotkały mnie na granicy francusko-hiszpańskiej, co stworzyło jeden z trudniejszych dni podczas całej podróży” – wspomina. Podczas upałów w Andaluzji korzystał z rady spotkanego Hiszpana, aby jeździć wcześnie rano i wieczorem, a w ciągu dnia robić dłuższe przerwy.

Patryk podkreśla, że taką wyprawę można zorganizować budżetowo, choć jego wersja była czymś pomiędzy. „Dzienne wydatki w Europie nie przekraczały 70 złotych, a w Maroku maksymalnie 50 złotych” – mówi.

Patryk marzy o podróży po Azji, tym razem może na bardziej zmotoryzowanym pojeździe. „Nie wiem, dokąd się udam dokładnie, ale wiem na pewno, że nigdy nie zrezygnuję z podróży po swoje marzenia” – kończy.

Dodaj komentarz