fbpx

Są mądre i wrażliwe na muzykę. Niezwykła terapia dla chorych słoni w Tajlandii

Paul Barton to utalentowany muzyk, którego główną publicznością są… słonie. Emerytowane zwierzęta mieszkają w tajskim schronisku, a muzyka stanowi dla nich remedium na ból i emocje. Wzruszający film z koncertem Paula dla fana z trąbą trafił do sieci i poruszył ludzi na całym świecie.

 

Niewidomy słoń imieniem Plara był jednym z pierwszych słuchaczy muzyki Bartona. Słoń wylądował w placówce dla dzikich zwierząt w Tajlandii, po tym gdy stracił kły. Paul był wówczas wolontariuszem, a jego praca polegała na opiekowaniu się schorowanymi zwierzętami. Jednocześnie też Paul był muzykiem-samoukiem, a każdą wolnę chwilę poświęcał na grę na fortepianie. Po latach obcowania z muzyką klasyczną, doskonale wiedział, że może ona pełnić rolę terapii w przypadku ludzi. Nurtowało go jednak, czy w przypadku potężnych ssaków przyniesie podobny efekt.

-Zastanawiałem się, czy te stare, uratowane słonie mogą zechcieć posłuchać spokojnej, powolnej klasycznej muzyki fortepianowej. Zapytałem więc, czy mógłbym zabrać ze sobą pianino i dla nich zagrać – wspomina Paul.

 

Kiedy Paul po raz pierwszy zagrał jedną z symfonii, schorowany słoń zatrzymał się i przestał rzuć trawę. Podszedł do Paula i wysłuchał utworu do samego końca. To niezwykłe zjawisko zachęciło Bartona, aby kontynuować swoją pracę jako wolontariusz – artysta. Sprawdzał, czy wszystkie słonie lubią muzykę, choć nie brakowało w tym elementu ryzyka. Niektóre samce, w kontakcie z człowiekiem mogą być groźne i próbować atakować. Paul jednak odkrył, że muzyka klasyczna potrafi łagodzić obyczaje wszystkich istot, nie tylko ludzi.

Kiedy Plara – pierwszy słoń, dla którego grał – umarł, Barton był załamany. Poprzedni właściciel słonia usunął mu kły, czym doprowadził do groźnej infekcji. Pomimo najlepszych wysiłków weterynarzy w sanktuarium, słoń nie przeżył. Paul jednak nie poprzestawał na pracy. Zdecydował, że teraz chce poszerzyć grono słuchaczy, o kolejne trudne przypadki. Decydował się na grę również w towarzystwie tych najbardziej groźnych osobników.

 

Kiedy postanowił zagrać „Ksieżycową Sonatę” dla wielkiego i groźnego samca o imieniu Romsai, wiele osób ostrzegało go, że to niebezpieczne. Słoń jest nieprzewidywalny i może zabić. Muzyk postanowił podjąć wyzwanie. Po latach pracy ze słoniami doskonale wiedział, że te wielkie zwierzęta wyczuwają strach. Paul natomiast zawsze czuł się spokojny, kiedy grał na instrumencie.

Podczas koncertu Romsai nie dość, że nie wykazał żadnych agresywnych inicatyw, to okazał się również wyjątkowo wdzięcznym i potulnym słuchaczem.

-Wydawało się, że uważnie słucha. Jego rekacja kazała przypuszczać, że polubił muzykę. Pozwolił mi żyć – wspomina Paul.

 

Opracowanie: Kamila Gulbicka
Źródło: treehugger.com

 

 

Dodaj komentarz