fbpx

Na koronawirusa chorował w marcu. Teraz jest rekordzistą w oddawaniu osocza

Zachorował na koronawirusa w marcu. Choć długo wracał do siebie, po wyzdrowieniu zdecydował się oddać osocze. W ten sposób pomógł chorym łagodniej przejść chorobę. Michał Dybowski do tej pory oddał osocze aż pięć razy.

 

Zachorował na początku pandemii
Michał Dybowski jest przedsiębiorcą z Warszawy, który zaraził się koronawirusem prawdopodobnie podczas zagranicznej delegacji. Jak sam przyznaje, choć miał wszystkie klasyczne objawy, to choroba przebiegła stosunkowo łagodnie.

Spędziłem 3 doby w szpitalu MSWiA w Warszawie. Tam dostałem antybiotyk i już trzeciego dnia te silne objawy w zasadzie zniknęły. Najbardziej zaskakujący był dla mnie fakt, że w zasadzie w piątej dobie od momentu, kiedy potencjalnie się zaraziłem, RTG wykazało zmiany w płucach. To było dla mnie największym zaskoczeniem, większym nawet niż utrata smaku i węchu, bo tego się spodziewałem – wspomina Michał Dybowski.

Rekordzista w oddawaniu osocza
Choć smak i węch wróciły do równowagi dopiero po okresie dwóch miesięcy, to zdecydował, że chce pomóc innym – tym bardziej, że liczba zakażonych w kwietniu rosła z dnia na dzień. Badania wykazały, że pan Michał posiadał bardzo wysoki poziom przeciwciał. To pozwoliło mu oddać osocze aż pięciokrotnie.

-Lekarz, do którego trafiłem w Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa MSWiA, powiedział mi, że ludzie oddają osocze jeden lub dwa razy. Był mile zaskoczony, że wracam, mimo że nie jest to do końca przyjemne doświadczenie. Mój przypadek jest bardzo zaskakujący. Lekarz żartował podczas ostatniego oddania, że to będzie rekord w skali Europy – opowiada pan Michał. – Kiedy byłem na czwartym oddaniu, poziom przeciwciał był nadal dość wysoki. W skali długotrwałej odporności, byłem w górnej części.

 

Motywacja silniejsza niż ból

Zdaniem mężczyzny zabieg pobrania osocza nie należy do najprzyjemniejszych. Trwa ok. 40-50 minut, a powrót do pełni sił zajmuje około tydzień. Między kolejnymi sesjami musi minąć nie mniej niż 14 dni.

-Trwa to trochę dłużej niż zwykłe pobranie krwi. Trzeba sobie zarezerwować dodatkowo jeszcze pół godziny na przygotowanie. Przed oddawaniem osocza wykonywane są testy, czy pacjent jest zdrowy, potem jest wywiad lekarski i badania krwi. Samo pobranie wykonuje maszyna nazywana separatorem, która wypompowuje ok. dwóch litrów krwi z organizmu, równocześnie ją odwirowuje i zostawia osocze, które trafia do specjalnych worków. Reszta krwi jest z powrotem wstrzykiwana pacjentowi – powiedział bohater.

 

Jak twierdzi, choć zawsze bał się igieł, a osłabionie ciało daje się we znaki, to oddanie osocza jest dla niego calkowicie naturalnym aktem życzliwości i współczucia wobec innych chorych.

-To jest taka największa motywacja, żeby oszczędzić innym przechodzenia przez traumę: taka świadomość, że to może uratować komuś życie, może sprawić, że nie będzie tak cierpiał.

 

Opracowanie: Diana Malicka
Źródło: portal.abczdrowie.pl

Foto: archiwum prywatne

 

 

Dodaj komentarz