Cichy bohater z Miastka. Wyniósł dzieci z pożaru i …odjechał
Gdyby nie dociekliwość prezydenta Gdańska, nikt nie dowiedziałby się o bohaterskim kierowcy, który z płonącego mieszkania wyniósł 2 dzieci z pożaru przy Sandomierskiej w Gdańsku. 37-letni Daniel Zalas uważa, że nie zrobił nic bohaterskiego, po prostu zachował się rutynowo, jak doświadczony strażak OSP. Władze Gdańska i świadkowie widzą w nim jednak bohatera, a jego szef pęka z dumy.
Daniel Zalas mieszka w miejscowości Żydowo (w gm. Polanów), a w podmiasteckiej firmie Drew Trans pracuje od 8 lat jako kierowca. 24 stycznia przyjechał do Gdańska i czekał w samochodzie na załadunek na ulicy Sandomierskiej na Oruni. Gdy pracownicy firmy, na której terenie przebywał, poszli na przerwę śniadaniową, stojący przy samochodzie Zalas usłyszał krzyk dziecka.
- Początkowo nic szczególnego nie zauważyłem. Wróciłem do samochodu i dopiero wtedy odruchowo spojrzałem w okno budynku – opowiada kierowca. – Wówczas zauważyłem płomienie.
Gdy wyjąłem telefon, by zadzwonić po straż pożarną, akurat „strzeliła” szyba w kuchni. Tam było źródło pożaru. Skojarzyłem ten widok z usłyszanym wcześniej krzykiem dziecka. Chwyciłem gaśnicę z samochodu i podbiegłem tam. Udało mi się znaleźć drabinę, wszedłem na dach przybudówki. Przez środkowe okno zobaczyłem dzieci. Nogą wybiłem szybę i wszedłem do środka. Zabrałem te dzieci na zewnątrz. Były w domu same, miały na sobie tylko bieliznę.
Jak się później okazało, rodzic zostawił dzieci, siedmio- i jedenastolatka, „na chwilę” opuszczając budynek.
Zalas opróżnił kilka gaśnic, po które pobiegł do miejscowego zakładu. Gdy strażacy przyjechali na miejsce, nie mieli dużo pracy, bo ognia już nie było.
Kilka dni później w firmie, w której pracuje Daniel Zalas, odebrano telefon z informacją, że gdańska policja poszukuje kierowcy. Początkowo pomyślano, że kierowca odjechał w Gdańsku z miejsca jakiejś kolizji. Dopiero po chwili okazało się, że stróże prawa szukają anonimowego bohatera. Świadkowie zapamiętali nazwę firmy na plandece. Dzięki temu mundurowym udało się ustalić miejsce pracy 37-latka.
Co ciekawe, po powrocie z trasy, o zdarzeniu w Gdańsku Daniel Zalas powiedział tylko swoim rodzicom. Byłby pewnie sam o tym zapomniał, gdyby nie dociekliwość prezydenta Gdańska, który zlecił odnalezienie bohatera.
- Poprosiłem o odnalezienie tego pana, bo chcę się z nim spotkać, by podziękować i okazać swój podziw za wielką, obywatelską odwagę – mówi Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska.
Źródło: dziennikbaltycki.pl