Rodzina chciała go odłączyć od aparatury, wtedy się obudził i zdradził co widział
Po tym, jak u T. Scotta Marra lekarze stwierdzili śmierć mózgu, dzieci mężczyzny zdecydowały się na dramatyczny krok. Zapadła decyzja o odłączeniu go od aparatury podtrzymującej życie. Wtedy właśnie wydarzyło się coś, czego nikt nie oczekiwał. Amerykanin obudził się ze śpiączki, a dodatkowo opowiedział, co go spotkało „po drugiej” stronie. Teraz dochodzi do zdrowia w swoim domu.
Cała sytuacja była sprawką Boga. Nie umarłem. Widocznie taki był plan. Wróciłem i mam nadzieję, że podaruje trochę nadziei rodzinom osób, które znajdują się w takim stanie, w jakim byłem ja – opowiada T. Scott Marr w rozmowie z telewizją Fox News.
Mężczyzna trafił do szpitala po tym, jak syn znalazł go nieprzytomnego w łóżku. W szpitalu Scott natychmiast trafił na oddział intensywnej terapii, gdzie lekarze rozpoczęli walkę o jego życie. Początkowo zdiagnozowano u niego udar mózgu, który spowodował nieodwracalne zmiany, a w konsekwencji śmierć mózgową.
Za każdym razem, kiedy wychodziliśmy ze szpitala, żegnaliśmy się z tatą – wspomina córka Marra, Preston. – Myśleliśmy, że już nigdy nie usłyszymy jego głosu, nie zobaczymy, jak otwiera oczy – dodaje ze łzami.
Wszystko zmieniło się po decyzji o odłączeniu mężczyzny od aparatury podtrzymującej życie. Gdy rodzina wyciągnęła wtyczkę, T. Scott Marra nagle zaczął dawać oznaki życia. Pierwsza zauważyła to jego córka. – To było nierealne. Na samo wspomnienie tamtego momentu moje serce zaczyna mocniej bić. W jednej chwili widziałam go nieprzytomnego w szpitalnym łóżku, by za chwilę ujrzeć go uśmiechniętego, poruszającego rękami i mówiącego: „kocham cię” – wspomina Preston.
Cudownie wybudzony mężczyzna wyznał, że podczas śpiączki spotkał kogoś wyjątkowego. – Zobaczyłem swojego zmarłego ojca, który szedł ulicą. Zapytał, co ja tu robię? Odpowiedziałem, że szukam pracy, a on mi na to, że tu nie ma żadnej pracy i lepiej będzie, jak wezmę swój tyłek z powrotem do domu – opowiada Marr.
Lekarze nie potrafią wytłumaczyć, dlaczego pacjent się wybudził. Po serii dodatkowych badań zmienili diagnozę. Okazało się, że mężczyzna cierpiał na bardzo rzadki zespół, który wywoływany jest przez zbyt wysokie ciśnienie krwi. Obecnie Marr, w otoczeniu najbliższej rodziny, dochodzi do pełni sił w domu. I, jak sam podkreśla, ta sytuacja bardzo odmieniła jego podejście do wiary.
Wierzę w Boga, ale nie jestem, ani nie byłem specjalnie religijną osobą. Jednak teraz mam namacalny dowód na to, że Bóg mnie kocha i faktycznie się o mnie troszczy – podsumowuje Marr.
Źródło: Fox News
Niby gdzie tu jest Bóg w tym co się stało? Dlaczego ludzie tak łatwo tłumaczą sobie takie rzeczyw jeden sposób?
Mina bohatera w środku mówi wszystko,ja już wiem ;].Bezcenne.