Rolnik po zawale zostawił gospodarstwo bez opieki. Z pomocą przyszli sąsiedzi
Sąsiedzi pomogli rolnikowi z Ameryki, który znalazła się w szpitalu z powodu zawału serca. Okoliczni mieszkańcy zajęli się jego gospodarstwem.
57-letni Lane Unhje, podczas pracy na swojej farmie w Dakocie Północnej, dostał ataku serca. Mężczyzna walczył z pożarem, który wybuchł w jego kombajnie podczas pracy na polu. Dla jego serca okazało się to zbyt dużym obciążeniem.
Dzięki szybkiej pomocy Lane został przetransportowany śmigłowcem do szpitala w miejscowości Minot. Podczas gdy dochodził do siebie po zawale, jego farma została bez żadnej opieki. Jego bliska przyjaciółka Unhjema Jenna Binde postanowiła zorganizować grupę okolicznych rolników, którzy pomogą prowadzić gospodarstwo rolne pod nieobecność gospodarza. Jak się okazało, odzew był natychmiastowy.
– Ludzie zaczęli dzwonić i pytać się, czy mogą pomóc. W ciągu dwóch godzin miałam już ponad połowę potrzebnych ludzi i sprzętu – powiedziała Bide, cytowana przez CBS.
W wyznaczonym dniu na farmie stawiło się aż 60 ochotników wraz ze sprzętem. Do dyspozycji było 11 kombajnów, 6 wozów do zbierania zboża i 15 półciężarówek. Farmerzy mieszkający w pobliżu sami skontaktowali się z Jenną, nie musiała do nikogo dzwonić.
– Mieszkamy na wiejskim terenie, więc każdego w promieniu 10 mil można nazwać sąsiadem – stwierdziła Binde w rozmowie z CBS.
Większość ochotników pomagających na farmie faktycznie mieszkała w promieniu około 16 kilometrów. Byli jednak i tacy, którzy przyjechali z daleka. Dobrze znali Unhjema i koniecznie chcieli się przyłączyć.
– Można by sądzić, że przy tylu osobach praca będzie chaotyczna. Wcale jednak tak nie było. Każdy wykonywał swoje zadania – podkreśliła Jenny Binde.
Podczas gdy jedni farmerzy uprawiali pszenicę i rzepak, inna grupa wolontariuszy przygotowała posiłek dla wszystkich na zakończenie dnia. Tydzień później na farmę przybyła grupa, która zbierała soję. We wtorek rolnicy mają pomóc w przeniesieniu bel siana.
„To dla nas całkowicie normalne i naturalne”
Wszyscy pomagający rolnicy mieli własne pola, na których powinni pracować. Bezinteresownie jednak zostawili je i uczynili pole Unhjema swoim priorytetem.
– Tak właśnie działamy, gdy ktoś w naszej społeczności potrzebuje pomocy. To dla nas całkowicie normalne i naturalne – podsumowała.