Reguła autorytetu. Oto, dlaczego wierzymy znanym osobom
Dlaczego autorytet ma moc? Czy może być sztucznie wykreowany? Czy stetoskop może wpływać na uległość? Czy pod wpływem autorytetu jesteśmy w stanie robić bardzo głupie rzeczy, a nawet kogoś… zabić? Odpowiedzi, nie tylko na te pytania, znajdziesz poniżej.
Definicja
Reguła autorytetu jest jedną z klasycznych reguł wywierania wpływu wyróżnionych przez Roberta Cialdiniego. Zgodnie z nią mamy większą skłonność do posłuszeństwa wobec osoby, którą uznajemy za autorytet. Reguła opiera się na automatyzmie bodziec – reakcja.
Teoria
Wpływ autorytetu na uległość w klasycznym eksperymencie z zakresu psychologii wykazał Stanley Milgram. Badacz początkowo swój eksperyment chciał przeprowadzić w Niemczech, żeby sprawdzić, czy Niemcy są wyjątkowo podatni na wpływ autorytetu. Pomysł ten zrodził się, by spróbować wytłumaczyć sprawnie działającą zbrodniczą machinę stworzoną przez wodzów III Rzeszy. Ostatecznie jednak badacz do Niemiec się nie wybrał — wyniki eksperymentu przeprowadzonego w USA były tak zaskakujące, że uznał, iż to nie Niemcy są wyjątkowo ulegli wobec autorytetów a… w ogóle ludzie.
Milgram w swym eksperymencie posługiwał się tak zwanym maskowaniem, czyli ukryciem prawdziwego celu badania przed osobami badanymi. Dzięki temu uczestnicy sądzili, że badany nie jest wpływ autorytetu na uległość, a wpływ kar na pamięć. Osoby badane, za sprawą sfingowanego losowania, zostawały „nauczycielami”. Drugą rolą była rola „ucznia”, którą odgrywał specjalnie wynajęty aktor (badani oczywiście o tym nie wiedzieli, sądzili, że to taki sam uczestnik badania, jak oni). Trzecia rola to eksperymentator — wykształcony badacz, w białym kitlu, pracujący na uniwersytecie (to on był autorytetem).
W pierwszej fazie eksperymentu „uczeń” był przypinany do specjalnego urządzenia rażącego prądem. Następnie „nauczyciel” wraz z eksperymentatorem przechodzili do pomieszczenia obok. Tam „nauczyciel” siadał za konsoletą z przyciskami ułożonymi od najsłabszego do najsilniejszego (450 V) napięcia prądu. Zadaniem „nauczyciela” było zadawać pytania, a każda błędna odpowiedź „ucznia” miała kończyć się rażeniem prądem. Najpierw najsłabszym, z każdą pomyłką coraz silniejszym. Osoba badana zadawała więc pytania i przy błędnych odpowiedziach (lub ich braku) raziła prądem „ucznia”.
Zza ściany było słychać krzyki, prośby o przerwanie eksperymentu, groźby, błagania, a po pewnym czasie straszną ciszę, która świadczyła o tym, że „uczeń” prawdopodobnie zemdlał. „Nauczyciela” zwykle nachodziły wątpliwości dotyczące słuszności takiego działania i zwracał się do eksperymentatora z prośbą o przerwanie eksperymentu lub z informacją, że dłużej tego robić nie będzie. Eksperymentator odpowiadał: „Eksperyment wymaga tego, żeby kontynuować. Proszę kontynuować”. No i kontynuowali.
Wyniki eksperymentu są zatrważające. Aż 65 proc. badanych użyło ostatniego przycisku o napięciu 450 V (z etykietką „XXX” co miało dodatkowo podkreślać, że użycie tego przycisku zabije „ucznia”)! Jak widać, ślepe posłuszeństwo może prowadzić do zbrodni. Dla wyjaśnienia i usprawiedliwienia Milgrama: uczeń w rzeczywistości nie był rażony prądem, jego krzyki były odtwarzane z nagranej taśmy tak, aby każdy badany słyszał dokładnie to samo.
Co to dla mnie oznacza?
Na czwartym roku psychologii miałem przyjemność odbywać praktyki w szpitalu psychiatrycznym. To był genialny czas praktycznej nauki zawodu, pracy z pacjentami pod okiem specjalistów i obserwowania, jak wygląda praca psychologa w takim miejscu. Zauważyłem tam też ciekawą rzecz. Psychiatrzy (lekarze) po oddziale, na którym byłem praktykantem, zawsze chodzili w cywilnych ubraniach, bez fartuchów. Za to każdy z nich na szyi zawsze miał zawieszony stetoskop. Jednak, przez ponad miesiąc praktyk nie widziałem ani razu, by któryś z nich użył słuchawek do zbadania pacjenta. Po co im więc były?
Postanowiłem zapytać młodą lekarkę, która również nosiła na szyi wspomniany stetoskop. Odpowiedź była banalna: „Dzięki temu pacjent może rozpoznać, kto jest lekarzem, a my zwiększamy swój autorytet w oczach pacjentów. Ci nas wtedy bardziej szanują i chętniej stosują się do naszych zaleceń”.
Takich atrybutów stwarzających wizerunek autorytetu jest znacznie więcej. Od mundurów, kitlów i koloratek, przez tytuły, dyplomy i wyróżnienia, po garnitury, krawaty i drogie zegarki. Czasem jest to po prostu wysokie stanowisko, zdecydowany ton głosu albo stosowanie wyszukanego słownictwa. Reguła autorytetu jest wykorzystywana bardzo często przez marketingowców. Do reklam zatrudniają znane osobistości, które swym autorytetem uświetniają produkt. Najlepiej, gdy jest to osoba jakoś kojarząca się z reklamowanym produktem. I tak: urządzenie do gotowania reklamuje znany kucharz, model samochodu rekomenduje znany kierowca wyścigowy, a wybielającą pastę do zębów poleca znana z pięknego uśmiechu modelka. A my kupujemy — w końcu autorytet nie polecałby jakiegoś bubla!
Skrajną postać reguły autorytetu nazywamy kapitanozą. Pojawia się ona, kiedy autorytet ma tak silną władzę, że ludzie wkoło nie zauważają jego błędów lub nie są w stanie się mu przeciwstawić. Zauważalna jest szczególnie na statkach (patrz: Titanic) i w samolotach. Federalny Zarząd Lotnictwa USA twierdzi, że przyczyną wielu wypadków były błędy pilotów nieskorygowane przez załogę, która uznawała, że kapitan nie może się mylić.
Reguła autorytetu jest wykorzystywana często przez… oszustów. Udają oni zwykle postacie wykonujące osoby wysokiego zaufania społecznego bądź autorytety. Przykładem może być Amerykanin Frank Abagnale, który dokonując oszustw, udawał nauczyciela, pilota, lekarza i prawnika. W Polsce mieliśmy Czesława Śliwę, który udawał austriackiego konsula. Rodzimy oszust odgrywał swoją rolę tak dobrze, że nawet brak znajomości języka niemieckiego nie przeszkodziła mu w jego oszustwach. Autorytet niby-konsula wystarczył.
Powyższy tekst pochodzi z książki „PSYCHOefekty. 50 zjawisk psychologicznych, które wpływają na Twoje życie” Kamila Zielińskiego. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Onepress udostępniamy fragment z rozdziału 37.
Ciekawe jeszcze w jakim wieku były badane osoby. Bo nieufność do autorytetów prawdopodobnie wzrasta z życiowym doświadczeniem.