Zdobyła Rysy, mimo ze porusza się na wózku
Angelika Chrapkiewicz Gądek od 3. roku życia choruje na postępującą chorobę – rdzeniowy zanik mięśni. Od 14. roku życia porusza się na wózku. A jednak nie rezygnuje z marzeń, pokazując innym, że dla chcącego nie ma rzeczy niemożliwych. Pod koniec czerwca zdobyła szczyt Rysów.
Oto fragment niesamowitej relacji Agnieszki:
Góry są ze mną od zawsze, ponieważ urodziłam się i wychowałam w Zakopanem. Gdy miałam 15 lat wraz z grupą przyjaciół udaliśmy się do Doliny Pięciu Stawów, gdzie zostałam wyniesiona na barana. Wtedy jednak miałam o wiele lepszą stabilizacje niż teraz. Wtedy też w moim sercu zagościła wielka miłość do gór i wiedziałam, że sama nigdy nie będę mogła w nie iść, jednak że na pewno znajdzie się sposób, żebym je odwiedzić. W 2008 roku dzięki zaproszeniu Anny Dymnej i Fundacji Mimo Wszystko uczestniczyłam w wyprawie na Kilimandżaro. Korzystaliśmy wówczas z noszy alpejskich oraz plecaka, w którym wycięliśmy otwory na nogi. Udało mi się wejść na wysokość 5200 m. n.p.m – czego nikomu z taką niepełnosprawnością nie udało się do tej pory dokonać. Na tej wyprawie poznałam Bogdana Bednarza, ratownika z Żywieckiej Grupy GOPR, który był kierownikiem wyprawy na Rysy.Po wyprawie na Kili jeszcze śmielej myślałam o górach. Poczułam, że nie ma rzeczy niemożliwych, że jeśli o czymś marzymy, to znajdziemy sposób i w moim przypadku ludzi, których pociągniemy do tego pomysłu. Góry inspirują, zachwycają, kształtują ludzi, ich myślenie i zachowania.
W listopadzie, gdy wróciłam z pracy powiedziałam: moim marzeniem są Rysy. Może trochę gruby kaliber, ale Rysy, bo to najwyższy szczyt jaki mamy. Chciałam bardzo mocno spełnić to marzenie, bo w moim przypadku, gdy choroba postępuje nie ma na co czekać. Trzeba wyciskać życie jak cytrynę 🙂 I tak się stało. W marcu zaczęłam przygotowania: treningi wzmacniające na rehabilitacji oraz dietę, by być choć odrobinę lżejszą. W 4 miesiące udało się zrzucić 8 kg. Bogdan zaczął organizować ekipę, sprzęt i logistykę.
[…]
To nie jest tak, że zostałam wniesiona. Kosztowało mnie to wiele wysiłku. Przez 15 godzin byłam w plecaku, gdzie jego krawędzie wrzynały mi się w uda, miałam zgniecioną klatkę i głowę musiałam mieć w jednej pozycji. Czy było warto? Oczywiście, że tak. To był jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.
To wszystko nie odbyłoby się, gdyby nie wspaniali ludzie, którzy chcieli pomóc mi w realizacji marzenia. Słowo dziękuję, to za mało. Jestem wdzięczna, wzruszona i ogromnie szczęśliwa, że pojawiliście się na mojej drodze i razem mogliśmy przeżyć niesamowitą przygodę.
Cała historia na tatromaniak.pl
Jeśli chcesz wesprzeć Agnieszkę wejdź na stronę Fundacji Avalon
Foto: Angelika Chrapkiewicz-Gondek