fbpx

Żeby zachować równowagę i umieć przeciwdziałać, trzeba poznać mechanizmy stresu i reakcji „walcz albo uciekaj”

Niewątpliwie żyjemy w czasach pełnych wyzwań. Nasi prehistoryczni przodkowie nie byliby w stanie wyobrazić sobie świata, w którym czysta woda jest luksusem, mięso pochodzi od zwierząt żyjących w nienaturalnych warunkach i karmionych szkodliwymi chemikaliami, a napoje i posiłki kupuje się w kartonowych opakowaniach. Na pewno trudno byłoby im zrozumieć zjawisko GMO, zanieczyszczenie powietrza na skutek wyziewów fabrycznych czy spalin samochodowych, zubożenie jakościowe gleb spowodowane nawozami sztucznymi, zatrucie metalami ciężkimi, nadmierną ekspozycję na promieniowanie elektromagnetyczne albo światło przez dwadzieścia cztery godziny na dobę w postaci elektryczności. Nie potrafiliby wreszcie pojąć życia w nieustannym pośpiechu, który dotyka współczesnego człowieka oraz stresu związanego z codziennym tkwieniem w korkach, zmaganiem z nielubianym szefem, brakiem pracy, trudnościami finansowymi czy wyzwaniami związanymi z byciem rodzicem, problemami w relacjach albo chorobami najbliższych. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) szacuje, że do roku 2020 dolegliwości i schorzenia powodowane stresem będą drugą z głównych przyczyn chorób ludzi na całym świecie.

Chociaż każdy z nas reaguje w nieco odmienny sposób na stresogenne sytuacje, generalnie ciało wykazuje pewną charakterystyczną odpowiedź na tego typu stymulację. Jest to mechanizm, który rozwinął się na przestrzeni milionów lat w toku ewolucji, a który krótko można opisać jako reakcja walki albo ucieczki.

Reakcja ta została biologicznie w nas zaprogramowana i funkcjonuje od czasów, kiedy ludzie pierwotni, napotykając na swojej drodze mamuta, tygrysa czy innego drapieżnika, musieli zareagować jednym z trzech zachowań – walczyć, uciekać albo pozostać w bezruchu. Stres w epoce paleolitycznej był z reguły bardzo gwałtowny, ale trwał krótko  i przytrafiał się stosunkowo rzadko. Współcześnie jest zupełnie inaczej. O ile nasi przodkowie po zmierzeniu się z trudną sytuacją mieli czas na regenerację oraz przygotowanie do kolejnej konfrontacji z wymagającymi warunkami życia czy dziką przyrodą, współczesny człowiek narażony jest na bodźce stresowe, które niejednokrotnie nie ustępują szybko lub jest ich zbyt wiele. Poza tym bardzo często bodźce te mają charakter typowo mentalny. Za każdym razem gdy stykamy się z jakąś komplikacją czy przeszkodą, a mogą to być problemy w pracy, trudności wychowawcze albo choroby nasze czy kogoś bliskiego, nasze ciało reaguje tak samo, jakby na jego drodze stawał groźny drapieżnik, a więc pojawiała się sytuacja zagrażająca życiu.  Żyjemy pod presją czasu, obowiązków i terminów z wielopunktową listą codziennych spraw do załatwienia, bombardowani informacjami i reklamami. Ogromna ilość czynników od rana do wieczora powoduje nieustanną nadmierną stymulację. Sama telewizja i internet dostarczają tygodniowo tylu bodźców ile nasi przodkowie z paleolitu mieli w ciągu całego życia. Niestety natura wyposażyła nas w ciała i mechanizmy pozwalające zajmować się tylko jednym ryczącym mamutem lub lwem na raz, a nie całą dżunglą bodźców. Mózg współczesnego człowieka jest zbyt przeciążony, aby zajmować się sortowaniem wszystkich codziennych informacji i pojawiających się zdarzeń, a już na pewno nie tym, aby ze świeżym okiem decydować co z nimi wszystkimi zrobić.

Tym bardziej, że nasza reakcja walcz albo uciekaj nie rozumie pojęcia dystansu. Często nawet gdy czytamy lub oglądamy informacje dotyczące wojen, chorób, ataków terrorystycznych czy katastrof dziejących się gdziekolwiek indziej na świecie albo słyszymy niepokojące informacje z dziedziny ekonomii czy polityki, nasza biologia reaguje szybciej niż myślący mózg, który zdaje sobie sprawę, że to wszystko dzieje się w innym czasie czy miejscu. Impulsy zagrożenia potęgowane niepokojącymi myślami i emocjami wprawiają w ruch  całą kaskadę fizycznych, neurologicznych i hormonalnych procesów. Powodują napięcie, zdenerwowanie, wewnętrzny skurcz i poczucie braku bezpieczeństwa. Tętno przyspiesza, a do mięśni zostaje wpompowana większa ilość krwi, dzięki czemu stają się gotowe do działania. Często zupełnie niepotrzebnie. Po pierwsze dlatego, że na wiele rzeczy po prostu nie mamy żadnego wpływu, a po drugie nasza reakcja stresowa z uwagi na ilość bodźców jest często nieproporcjonalna do potencjalnego zagrożenia. Niestety jeśli ciało i mózg pozostają w stanie stresu chronicznie i permanentnie, to przekłada się na funkcjonowanie wszystkich układów wewnętrznych i na pojawienie się różnych schorzeń.

Jedną z dolegliwości, urastającą wręcz do miana epidemii współczesnego świata jest hypoadrenia czyli tak zwane wyczerpanie nadnerczy. Określenie epidemia wcale nie jest przesadzone. Prawdopodobnie większość z nas – jeśli nie każdy – ma osłabione nadnercza, o czym świadczy wiele objawów somatycznych, których doświadczamy na co dzień. Jak twierdzi autorytet medyczny w tej dziedzinie dr Michael Lam każdy z nas prawdopodobnie kilka razy na przestrzeni życia cierpi lub cierpiał z powodu większego osłabienia tych gruczołów. Może to być spowodowane zmianą miejsca zamieszkania, wymagającymi egzaminami na studiach, nadmiarem obowiązków w pracy, trudnościami finansowymi, zwolnieniem lub bezrobociem, chorobą, wymaganiami związanymi z opieką nad małym dzieckiem czy wsparciem dla niepełnosprawnego lub chorego członka rodziny.

Takie sytuacje i życiowe zawirowania nie pozostają obojętne na stan naszego zdrowia i samopoczucia. Powodują rozchwianie układu endokrynologicznego i różne objawy fizyczne. Dobrze jeśli czynnik stresowy ustępuje lub łagodnieje… wtedy zwykle bez konkretnych środków zaradczych, po jakimś czasie, ciało samo wraca do równowagi. Gorzej jeśli stresory nakładają się na siebie lub trwają permanentnie długo. Wtedy mechanizmy adaptacyjne załamują się i potrzebujemy konkretnej pomocy. Tym bardziej wartościowa jest wiedza, jak wesprzeć funkcjonowanie gruczołów nadnerczy (znacznie eksploatowanych we wszelkich rodzajach reakcji stresowych), aby znów mogły działać optymalnie.

Fragment pochodzi z książki Lukasa McGregora – Hypoadrenia: wyczerpanie nadnerczy. Epidemia znana tylko współczesnym …i jak sobie z nią radzić

Dodaj komentarz