fbpx

Kot, który uratował człowieka

James Bowen był bezdomnym narkomanem, który został bestsellerowym pisarzem. W swojej książce opowiada historię o tym, jak uliczny kot uratował go przed nałogiem i nędzą. Teraz ma się pojawić jej adaptacja dla dzieci.

W swojej bestsellerowej książce „A Street Cat Named Bob” [z ang. Uliczny kot o imieniu Bob – przyp. Onet] piszesz, że wraz z Bobem uratowaliście siebie nawzajem. To porywająca historia. Jak się poznaliście?

James Bowen: Pewnego dnia Bob pojawił się przed moim mieszkaniem. Po trzech dniach, które spędził pod moimi drzwiami, zaprosiłem go do środka. Miał ranę na nodze (zaatakował go lis), więc musiałem go wyleczyć. Próbowałem się dowiedzieć, do kogo należy, ale nikt nie przejawiał najmniejszego zainteresowania nim. Nawiązaliśmy więź. Wszędzie za mną chodził, zaczęliśmy więc z sobą stale przebywać.

Właśnie skończyłeś pracę nad adaptacją swojej książki dla dzieci. Niektóre dziecięce książki, jak „Igrzyska śmierci” czy powieści Philipa Pullmana, bywają dosyć mroczne, ale raczej nie opowiadają o uzależnieniu od heroiny. Jak udało ci się sprawić, by twoją historię mogły przeczytać także dzieci?

Usunąłem z niej naprawdę złe rzeczy, ale jednocześnie chcieliśmy, by czytelnik był świadom zagrożeń wynikających z konkretnego stylu życia. Chcieliśmy też, by dzieci zrozumiały, dlaczego ludzie wchodzą na taką drogę. Mam nadzieję, że ta książka odstraszy dzieci od pewnych zachowań, ale też uświadomi im różne kwestie, na przykład, dlaczego niektórzy ludzie szukają ucieczki w narkotykach. Sądzę, że to dobra książka dla dzieci w wieku 11 lat i starszych – właśnie dla tej grupy wiekowej jest przeznaczona.

Sam uporałeś się z uzależnieniem od heroiny i metadonu po części dzięki Bobowi. Ale jak to się w ogóle stało, że byłeś bezdomny, a przede wszystkim dlaczego zacząłeś brać heroinę?

Wylądowałem na ulicy 10 czy 11 lat temu. Wydawało mi się, że tylko na kilka nocy, ale okazało się, że na kilka lat. Wcześniej mieszkałem z przyrodnią siostrą, a nie miałem zbyt dobrych relacji ze szwagrem. Byłem nastoletnim narwańcem i fanem gotyckiego rocka, przepełniała mnie złość i agresja, a moja siostra z mężem wychowywali dwoje dzieci, więc mieszkanie z kimś takim jak ja to chyba było dla nich zbyt wiele. Musiałem się wyprowadzić.

Z początku sypiałem na kanapach i podłogach u przyjaciół, ale dość szybko nadużyłem ich gościnności i w końcu wylądowałem pod gołym niebem. Kiedy żyjesz na ulicy, trudno ci znaleźć pracę. W chwili, kiedy tracisz stałe miejsce zamieszkania, stajesz się niewidzialny. Zacząłem popadać w depresję, a narkotyki były znakomitą ucieczką. Były wszędzie dokoła, więc spróbowałem ich i odkryłem, że są całkiem fajne. A raczej fajne, kiedy je bierzesz. Wychodzenie z nich to zupełnie inna historia.

Historie o uzależnieniu od heroiny, które widzimy w filmach, sugerują, że ten narkotyk w łagodny sposób pozwala ci przyjąć wszystko, co napotykasz w życiu. Czy to dlatego jest taki atrakcyjny dla bezdomnych ludzi?

W pewnym sensie tak. Ale łapie cię też w pułapkę. Heroina jest świetnym usprawiedliwieniem, aby pozostać na ulicy i nie robić niczego ze swoim życiem. Filmy z pewnością dodają jej splendoru, ale heroina jest łatwym wyborem, chociaż musisz kraść ze sklepów cztery razy dziennie, aby mieć na nią pieniądze.

Złapano cię na kradzieży w sklepie sieci Marks & Spencer w Islington…

Zgadza się. Ubierałem się schludnie, szedłem tam w porze lunchu, kiedy jest najwięcej ludzi, i kradłem mięso, cokolwiek, czasami koszulę z górnego piętra. Potem schodziłem do pubu i sprzedawałem im to za połowę ceny. Wielu ludzi zarabia w taki sposób, kradnąc, na swoje uzależnienia.

Niestety, kiedy cię złapią, trafiasz do systemu penitencjarnego, a tam niektórzy ludzi stają się jeszcze gorsi. Ja trafiłem do programu odwykowego i zostałem oddany pod nadzór kuratorski, ale nigdy nie wylądowałem za kratkami. To właśnie Bob dał mi determinację do zaciśnięcia pięści i pokonania nałogu. Branie narkotyków jest egoistyczne. Bob dał mi coś innego, na czym mogłem się skupić.

Czytaj dalej: „Kot, który uratował człowieka”

W swojej książce wspominasz, że wielu bezdomnych ludzi posiada psy. Pies zostanie z tobą nawet wtedy, gdy nie jesteś w stanie go karmić. Związek z kotem jest oparty na większym równouprawnieniu, ale czy koty są dobrym towarzystwem?

Z pewnością jesteśmy sobie równi. Tak naprawdę, jeśli już, to on jest moim szefem. Chodzę tam, gdzie on chce iść. Jeżeli go gdzieś nie zabiorę, robi się nieco nerwowy. Psy dają ci bezpieczeństwo na ulicy, ale ludzie często nie tresują ich we właściwy sposób, więc mogą cię zaatakować.

Dlaczego on nazywa się Bob?

Kiedy się poznaliśmy, nie był wykastrowany. W jednej chwili był słodziutki, a w następnej rzucał się na mnie. W tamtym czasie oglądałem serial „Twin Peaks”, więc nadałem mu imię po mordercy Bobie czyli Lelandzie Palmerze. Pasuje do niego.

W swojej książce piszesz, że od razu wiedziałeś, iż Bob posiada osobowość. Co mówisz ludziom, którzy twierdzą, że koty nie mają osobowości, że są po prostu futrzastymi socjopatami?

Mówię, że na pewno nie znają kotów. Jeżeli kiedykolwiek mieszkałeś z kotem, to wiesz, że one mają osobowość. Bob jest lojalny, pozostał ze mną, kiedy spaliśmy razem pod gołym niebem. Jest wierny do szpiku kości. Koty myślą. Bob otwiera szafki, kiedy jest głodny, muszę zakładać na lodówkę blokady dla dzieci…

Dokładnie tak. Koty z zasady zawsze myślą o jedzeniu. Gdyby Bob był większy, przypuszczalnie by ciebie zjadł…

Bob nigdy by mnie nie zjadł. Spójrz na niego, jest taki zrelaksowany. Ubóstwiam go. Poza tym on uważa, że jest człowiekiem. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest kotem.

Czy to prawda, że hollywoodzki agent, który przeniósł na kinowe ekrany „Marleya i mnie”, chce też zekranizować historię Boba?

Wszędzie zachwala naszą książkę i owszem, złożył nam kilka wstępnych ofert. Obejrzenie tej historii na wielkim ekranie byłoby niesamowite. Z każdym dniem staje się coraz bardziej prawdopodobne. To jest szalone, ale skoro niemal od roku zajmujemy pierwsze miejsce na listach książkowych bestsellerów, to dlaczego nie zrobić z tego filmu?

Czy Bob zagra sam siebie?

Któż inny mógłby go zagrać? Jest taką wspaniałą postacią. Poza tym to nie jest tak, że koty możesz wytrenować. One robią to, na co mają ochotę. Nie możesz ich do niczego zmusić.

Jak Bob przyjmuje swój status celebryty? Nie obawiasz się, że może zamienić się w primadonnę, tak jak to się stało z szympansem Cheetą po wydaniu książki „Me Cheeta”?

On już stał się trochę gwiazdą. Z pewnością żąda większej ilości smakołyków i coraz mniej lubi pracować – jasno daje to do zrozumienia. Ale to on jest szefem, więc jeśli mówi, że czas wracać do domu, to czas wracać do domu. Chyba nie ucieknie z Jennifer Aniston. Nie uciekniesz, Bob, prawda?

Bob jest przeuroczy i wiem, że są ludzie, którzy próbowali go od ciebie odkupić. Nie obawiasz się, że zgłosi się po niego prawowity właściciel?

To Bob jest moim właścicielem. I nie ma nikogo, kto rościłby sobie do niego prawa. Jesteśmy razem już od sześciu lat. Gdyby ktoś przyszedł po niego teraz, pokazałbym mu drzwi.

Jeżeli zostaniesz sławny i bogaty, to co zrobisz z pieniędzmi?

Zadbam o to, by nasze życie było wygodne i żebyśmy nigdy więcej nie musieli się martwić, że wylądujemy na ulicy.

Autor:Kathy Sweeney

Źródło: The Guardian

http://ksiazki.onet.pl/kot-ktory-uratowal-czlowieka/y4917

Dodaj komentarz