Matera – europejska Jerozolima. Znasz ją z co najmniej 2 filmów
Matera to miasto na południu Włoch, w regionie Basilicata, o którym niewiele osób słyszało i większość nadal nie wie o nim kompletnie nic. Do tych osób jeszcze do niedawna zaliczałam się i ja, ale wszystko zmieniło się w lutym 2020 roku.
To wtedy tanie bilety lotnicze zachęciły mnie do podróży z Krakowa do Bari i odwiedzenia sąsiedniego regionu, Basilicaty. Dość dodać, że wtedy utknęłam we Włoszech na blisko 3 nieplanowane miesiące…
We Włoszech bywałam wcześniej kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt razy, ale – szczerze mówiąc – jeszcze w styczniu 2020 roku nie miałam pojęcia o istnieniu Matery. Nigdy nie słyszałam tej nazwy, a nawet jeśli gdzieś mi się obiła o uszy, to na pewno nie skojarzyłabym jej z południem Włoch.
Powiem Wam, że właśnie to uwielbiam w podróżowaniu – takie nagłe i niesamowite odkrycia. I cieszę się, że region Basilicata ma tę prawdziwą perłę, jeśli nie diament na swoim niewielkim terenie. Nie bez powodu w 1993 roku Matera została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, a w 2019 była Europejską Stolicą Kultury.
Ciekawostką niewątpliwie jest fakt, że Matera ma bogatą historię filmową. Od 1950 roku stanowiła plener filmowy dla kilkudziesięciu produkcji, z których najbardziej spektakularną okazała się „Pasja” z 2004 roku w reżyserii Mela Gibsona. To właśnie Matera posłużyła Gibsonowi jako plan zdjęciowy zamiast Jerozolimy.
Jako że mamy weekend wielkanocny, być może ktoś z czytelników właśnie obejrzał lub obejrzy „Pasję”. Pomyślcie wówczas o europejskiej Materze na południu Włoch 🙂
Tu obejrzysz sceny z planu zdjęciowego filmu „Pasja”.
Miłośników Jamesa Bonda być może zaskoczy informacja, że najnowsza jego wersja z 2019 roku również była kręcona w Materze. Filmu jeszcze nie widziałam, bo fanką Bonda nie jestem, ale na YouTube można obejrzeć zwiastuny do filmu. W niektórych scenach widać zaułki i uliczki, po których – jako i ja, snuł się, tudzież ścigał – Daniel Craig. W jednej z knajpek w drodze do duomo (tutejszej katedry), do której wstąpiłam na kawę, wisiało zdjęcie personelu z Danielem Craigiem jako świadectwo, że tam był i pewnie różne rzeczy z nimi pił 😉
Tu obejrzysz plan zdjęciowy do ostatniego Bonda 🙂
Matera ma dość smutną historię. Zanim stała się tą prawdziwą perłą, była miejscem opuszczonym, zaniedbanym, zapomnianym przez Boga i ludzi. Szerzyły się tu choroby (głównie malaria) i przysłowiowy, a nawet dosłowny: bród, smród i ubóstwo. Ludzie nie mieli dostępu do bieżącej wody, kanalizacji i prądu. Lokalna społeczność zamieszkiwała skalne groty, nie rzadko w jednym pomieszczeniu razem ze zwierzętami. Większość mieszkańców Matery stanowili analfabeci, a umieralność dzieci wynosiła 50 %. Trudno uwierzyć, że tak było jeszcze 70 lat temu. Kiedy wiadomość o tym zapomnianym przez Włochów miejscu zatoczyła szersze kręgi, włoski rząd wziął sobie za punkt honoru, aby coś z tym hańbiącym dobrą reputację kraju faktem zrobić. Nie można było dopuścić do sytuacji, w której w XX wieku w Europie ludzie żyją w tak koszmarnych warunkach.
Od tego czasu Matera zmieniła się nie do poznania. Dzisiejsze Sassi – stara część miasta wykuta w skale – to eleganckie hotele i restauracje, artystyczne galerie, muzea, przepiękne punkty widokowe i małe, kameralne skwerki i zaułki. A skalne groty można zwiedzać jako sale muzealne ukazujące codzienne życie jej ówczesnych mieszkańców.
Okolice Matery za miastem są równie malownicze. Ukształtowanie terenu bardzo przypomina krajobrazy toskańskie, tzn., dookoła rozciągają się puste pagórkowate pola uprawne bez drzew. Miasteczka usytuowane są zazwyczaj na wzgórzach. Kilka razy udało mi się zawitać do jednego z nich – urokliwego Montescaglioso, z którego rozpościera się niesamowita panorama na okolicę. W oddali widać też morze.
Do Matery dostać się jest niezmiernie łatwo. Najpierw musisz dolecieć do Bari, do którego z kilku miast w Polsce są bezpośrednie, tanie loty Ryanaira. Spod terminala na lotnisku w Bari kilka razy dziennie do Matery jadą bezpośrednie autobusy. Bilet w jedną stronę kosztuje 3.70 euro i podróż trwa godzinę. Dziwne, bo w drugą stronę ten sam bilet kosztuje już euro 5.
Od autorki:
Jeśli zainteresował Cię ten tekst, być może znajdziesz więcej ciekawych treści na moim blogu Nigdy za późno.
Możesz też śledzić mój fanpage Nigdy za późno na Facebooku, gdzie na bieżąco wrzucam krótsze relacje, zdjęcia i filmiki z miejsc, w których aktualnie jestem.
Jeśli interesuje Cię, jak tanio podróżować w każdym wieku i mieć z tego frajdę – polecam Ci mojego e-booka, o którym więcej dowiesz się z opisu książki na moim blogu.