fbpx

Zastawiła dom i kupiła kopalnię złota. „Znalazłam swoje miejsce na ziemi”

Zaciągnęła kredyt i kupiła własną kopalnię złota. — Znalazłam swoje miejsce na ziemi — zapewnia Elżbieta Szumska, właścicielka kopalni złota w Złotym Stoku.

Niecodzienna sytuacja, gdy żona rolnika, przewodniczka turystyczna i matka trojga dzieci postanawia zaciągnąć milionowy kredyt i nabyć kopalnię złota. Elżbieta Szumska podjęła taką decyzję.

Choć nieczynna, jeśli chodzi o wydobycie kruszcu, kopalnia w Złotym Stoku stanowi jedną z największych atrakcji turystycznych Dolnego Śląska. Szumska, wcześniej zajmująca się rolnictwem oraz pracująca w butiku z garniturami, od pierwszego dnia spędzonego w kopalni była pewna, że to jej wymarzone miejsce. „Dzięki temu zajęciu wiedziałam, że jakoś sobie poradzę” – wyznaje. „Kopalnia dała mi poczucie wolności.”

Schodami w górę

Właściciele kopalni zamieszkiwali Lubin i Wrocław, natomiast ona była na miejscu i chętnie angażowała się w różne prace. Zatrudniona jako przewodniczka, angażowała się na tyle mocno, że udziałowcy ustanowili ją pełnomocniczką i przekazywali jej swoje obowiązki. Jednak po powodzi w 1997 roku liczba turystów spadła. Żywioł oszczędził Złoty Stok, ale uniemożliwił dojazd – nie było jak tam dotrzeć. Krążyły plotki o wybuchającej epidemii, co dodatkowo sparaliżowałoby ruch. Właściciele coraz częściej narzekali na brak dochodów z kopalni. Część obiektu przekazali Szumskiej w dzierżawę, a następnie całość wystawili na sprzedaż.

Elżbieta Szumska zastawiła dom, gospodarstwo oraz krowę i nabyła udziały. „Stopniowo z przewodniczki przekształciłam się w dzierżawczynię, a po ośmiu latach stałam się właścicielką kopalni” – wspomina Szumska. „To jakby wspinanie się po schodach.”

Aby zwiedzić kopalnię, trzeba zejść po schodach – droga do podziemnego wodospadu wynosi mniej więcej osiem pięter. Dla turystów udostępnione są jedynie trzy z 300 km chodników, które były drążone przez tysiąc lat. Co sezon przyciągają one około 250 tys. turystów.

Skąd Elżbieta Szumska wiedziała, że przedsięwzięcie odniesie sukces? „Nie wiedziałam. Nawet nie miałam biznesplanu. Ale czułam, że musi się udać” – wyjaśnia. „Większość ludzi widziała tam jedynie puste tunele, ściany i chodniki, ja zaś dostrzegałam kolory, magiczną atmosferę i potencjał.”

Złoto musi błyszczeć

Elżbieta Szumska zdawała sobie sprawę, że jeśli grupa turystów przyjedzie do okolicy, to oprócz Szczelińca i twierdzy w Kłodzku odwiedzą również kopalnię. Wiedziała, że trzeba ciężko pracować, aby zachęcić ich do powrotu, ponieważ na Dolnym Śląsku konkurencja atrakcji jest duża.

Aby się wyróżnić, Szumska postawiła na marketing. Kopalnia złota, wbrew pozorom, nie jest łatwym tematem. Turyści mogą poczuć się rozczarowani, że na miejscu widzą tylko czarne ściany. W Złotym Stoku nie ma samorodków, tylko czarną rudę, z której złoto — rozpuszczone jak cukier w kawie — należy jeszcze wyekstrahować. Gdy kopalnia funkcjonowała, aż do lat 60. XX wieku, wymagało to skomplikowanych zabiegów mechanicznych i chemicznych.

Złoto jednak musi się gdzieś pokazać. W kopalni znajduje się więc złoty sześcian o krawędziach długości 98 cm. W sklepie z pamiątkami można nabyć „złoto” w postaci sztabek gipsowych lub mosiężnych. Dodatkowo, można zamówić kawę i posiłek z posypką ze złota spożywczego.

Przede wszystkim zmieniła się sama kopalnia. To już nie tylko kilka chodników, ale również muzeum, osada górnicza z odtworzonymi starymi urządzeniami górniczymi: kieratami, młynem, który pompował świeże powietrze do sztolni, stęporami. Poza tym oferuje miejsca noclegowe i gastronomię.

Własny biznes

Szumska doceniła w przedsiębiorczości możliwość podejmowania decyzji o inwestycjach i kierunku rozwoju kopalni. Rozwijała biznes w swoim stylu: powoli, w stałym tempie. Wpływy z kopalni inwestowała w jej rozwój i ulepszenia. Unikała kredytów, zaciągając je tylko wtedy, gdy były absolutnie konieczne, i nigdy nie miała kilku równocześnie.

Elżbieta ufa swojej intuicji. Gdy miała zdecydować o nowym przedsięwzięciu, nawet jeśli na papierze wszystko się zgadzało, rezygnowała, jeśli czuła niepokój. I odwrotnie: jeśli nowy pomysł dawał jej poczucie lekkości, realizowała go niezależnie od tego, co sugerowały tabelki.

Dużym wyzwanie było zmaganie się z opiniami innych ludzi. Oczywiście niektórym przeszkadzało, że Elżbiecie Szumskiej udało się osiągnąć sukces. – Nie jest łatwo być na świeczniku. Ludzie gadali, że Szumska to, Szumska tamto. Dało się odczuć złe emocje. Wydawało mi się, że mam pracę jak każda, ale dzieciom w szkole dokuczali, że mama musi oszukiwać albo nie płacić podatków, bo jej się powodzi. W głowach ludzi było przekonanie – i dalej, niestety, jest – że przedsiębiorcy kradną albo kombinują – mówi.

Elżbieta Szumska musiała nauczyć się ignorować negatywne opinie, choć były dla niej trudne do zniesienia. Opowiada, że burmistrz Złotego Stoku nie był zadowolony, że kopalnia znajduje się w prywatnych rękach i przez lata próbował ją przejąć.

— Ale gdy kopalnia była na sprzedaż, oprócz mnie nie było innych zainteresowanych — wspomina Elżbieta. — Gdy udowodniłam, że to „kura znosząca złote jaja”, znaleźli się chętni.

Rozwój kopalni kosztował ją wiele. Jej dzieci zarzucają jej, że nie pamiętają wspólnie spędzonego czasu, gdy były małe, ponieważ Elżbieta ciągle zajmowała się pracą. Zaryzykowała, zaciągając kredyt, ale nie zamierza przepraszać za to, że teraz zarabia.

„Żyła złota”

Z biegiem czasu negatywne komentarze ucichły. Kopalnia stała się największym pracodawcą w okolicy, dlatego prawie w każdej rodzinie ktoś choćby na chwilę pracował w kopalni. Niestety, to sezonowy biznes, więc co roku jesienią Elżbieta musi zwolnić kilkadziesiąt z 130 zatrudnionych osób. —Nienawidzę października — przyznaje.

Dzięki kopalni cały Złoty Stok odnosi korzyści. Przyjeżdża do miasta mnóstwo turystów — gdy Elżbieta była przewodniczką, przyjeżdżało 10-15 tys. osób, teraz do kopalni w sezonie przyjeżdża 250 tys. Gdy w lokalu Elżbiety odbywa się wesele, korzystają na tym także właściciele miejsc noclegowych w okolicy. Szumska oblicza, że co sezon do Złotego Stoku przyjeżdża około pół miliona klientów.

Kopalnia to teraz rodzinny biznes. Elżbiecie pomagają jej trzy dorosłe dzieci. Cieszy ją, że ma ich wszystkich w pobliżu. Młodzi pracują inaczej niż ona, mają ambitne wizje i uważają, że inwestycje powinny być odważne, aby efekty były szybsze. —Ja w pracy szłam po schodach, oni odbijają się na trampolinie. Jeśli mają na to energię, to proszę bardzo — uśmiecha się Elżbieta.

 

 

 

 

Dodaj komentarz