fbpx

Wszystko za życie (ang. Into the wild), czyli wyprawa w poszukiwaniu prawdy o sobie i egzystencji

Oparty na prawdziwej historii Christophera McCandlessa film p.t. Into the wild* to dzieło Sean’a Pean’a z 2007 roku. Nosi ono znamię kultowego, dlatego  istnieje pewne niebezpieczeństwo pisania jego recenzji. Z pewnością są widzowie, którzy oglądają ten długi film drogi z zapartym tchem i są tacy, których znudzi po 15 minutach.

Mnie nie znudził i niniejszym wciągam go na listę „Filmoterapii”.

Poruszone są w nim najbardziej fundamentalne dla człowieka sprawy, a obraz broni się konsekwencją przekazu i niezaprzeczalnym urokiem głównej postaci.

O czym?

Chris – świeżo upieczony absolwent wyższej uczelni (w tej roli znakomity Emile Hirsch) rozdaje fundusze, które miały posłużyć do realizacji planów jego rodziców, wobec przyszłości syna – jego dalsza edukacja. Następnie pali swoje dokumenty i pod pseudonimem Alex Superwłóczęga odbywa wędrówkę po Ameryce Północnej, przemierzając ją od Meksyku po Alaskę. Gdy dociera na północ  mierzy się z życiem i śmiercią w ich pierwotnym wymiarze. Natura jest tu piękna, groźna i przede wszystkim dziewicza. Wcześniej w trakcie  dwuletniej tułaczki (liczne retrospekcje) , bohater wielokrotnie staje wobec wyborów, które wystawiają na próbę jego determinację w porzuceniu mieszczańskiego, wygodnego życia.

Zanim dociera do opuszczonego autobusu, w którym ostatecznie mieszka wśród pustkowi Alaski młody mężczyzna zaskarbia serca wielu przyjaciół. Zyskuje też dziadka –  człowiek ten nie będąc jego krewnym, proponuje po prostu Chrisowi to, że go przysposobi.  Mimo półwiecznej różnicy wieku mężczyźni stają się prawdziwymi przyjaciółmi.

Bohater zaczytuje się w książkach, ale w trakcie swojej wyprawy ważne , życiowe prawdy docierają do niego dzięki bezpośredniemu doświadczeniu. W ten sposób „jego duch jest nakarmiony” parafrazując jedną z wypowiedzi Chrisa.

W imię czego?

Antykonsumpcyjny wydźwięk filmu jest jego istotną cechą, a wątek krzywd, jakie rodzice zadali bohaterowi i jego siostrze daje nieco do myślenia. Dysfunkcyjna rodzina kojarzy się nam inaczej. Tu mamy do czynienia z pełną, zamożną, czteroosobową rodziną  trochę jak z reklamy, czy propagandowego obrazka o amerykańskim śnie.

Moją uwagę przykuł epizod z zastrzeleniem łosia przez Chrisa, co sam odnotował w swoim dzienniku, jako wielką tragedię. Jest to wymowna alegoria tego, co nasza cywilizacja robi Ziemi.

Na koniec przytoczę fragment rozmowy bohatera ze starszym człowiekiem, który zaproponował mu przyjęcie do rodziny:

Chris:

  • radość życia to nie tylko kontakty z bliźnimi,  Bóg daje ją nam we wszystkim, w każdym naszym doświadczeniu, musimy tylko zmienić nastawienie.

  • zapamiętam to sobie, serio! Odpowiada stary człowiek, który wycofał się z aktywnego życia wiele lat temu po tragicznej śmierci żony i syna.

Dobra wiadomość: niewiele ponad dwie godziny wystarczą, by odbyć wraz z Sean’em Pean’em za kamerą wartościową podróż w głąb siebie – polecam!

Autor recenzji: Marek Pluciński

  • Jak często, tak i tym razem polski tytuł został nadany prawdopodobnie przez kogoś, kto nie widział filmu.  Proponowałbym raczej „W dzicz”.

 

Dodaj komentarz