Mężczyzna działa, kobieta płacze. Znany terapeuta mówi o różnicach w odczuwaniu emocji
Mimo emancypacyjnego sukcesu kobiet i partnerskiego podziału ról, który zaczął skutecznie funkcjonować w zachodniej cywilizacji, pewne różnice w doświadczaniu świata wciąż są nie do przeskoczenia. I dobrze. Psychoterapeuta, Wojciech Eichelberger przekonuje, że różnice między kobietą a mężczyzną umożliwiają nam zdrowy rozwój, równowagę i wzajemną naukę.
Różnice są dobre
Kobiety i mężczyźni zaczęli się coraz bardziej do siebie upodabniać. Mężczyźni mają w sobie więcej niż kiedykolwiek estrogenu, a kobiety – zwłaszcza te na kierowniczych stanowiskach – wykazują duży poziom testosteronu w organizmie. Tak jakby biochemia w naszych organizmach zaczęła powoli dostosowywać się do zmian kulturowych. Jednak mimo dużych podobieństw, wciąż kobieta pozostaje kobietą – ze wszystkimi typowymi dla siebie reakcjami, a mężczyzna mężczyzną – wojownikiem, zdobywcą, rywalem.
Wojciech Eichelberger twierdzi, że warto te różnice doceniać i warto mądrze się różnić. Wiedzieć, co jest kulturowe, a co biologiczne i nie wymagać od siebie nawzajem rzeczy niemożliwych. Bo to, że będziemy się różnić jest całkowicie normalne i uwarunkowane przede wszystkim różną biologią.
„Różnimy się na poziomie struktury i funkcji centralnego układu nerwowego i hormonalnego. Trochę inaczej widzimy świat, inaczej na niego reagujemy, porządkujemy informacje. A różnic wpisanych w biologię płci nie da się przekroczyć ideowymi deklaracjami ani pobożnymi życzeniami czy postanowieniami” – opowiedział w rozmowie z redaktorką „Zwierciadła” terapeuta.
Mit łez
Dlaczego mężczyźni tak rzadko płaczą? Czy dlatego, że dostali taki przekaz, że chłopcy mają być silni i wytrzymali? Niekoniecznie. To, co przede wszystkim warunkuje nasza podstawową wrażliwość i pohamowanie emocji to właśnie wspomniana wcześniej biologia.
„Mężczyźni mają większą zdolność do kontrolowania emocji, bo pobudzenie tej części układu limbicznego, która za nie odpowiada, jest u nich kilka razy słabsze niż u kobiet. Co nie znaczy, że nie czują potrzeby płaczu. Łatwiej im tylko przychodzi opanowanie łez, gdy uznają, że to nie jest dobry czas lub miejsce”.
Jednocześnie też psycholog twierdzi, że w niektórych przypadkach łzy są niezbędne. Jeśli zatem mężczyzna może sobie na nie pozwolić, warto żeby zrobił to bez samokrytyki. Jego zdaniem to doskonały sposób na przywrócenie właściwych proporcji między emocjami a logiczną częścią mózgu.
„Łzy są dobre (…) uczą pokory, gaszą narcystyczne namiętności. Ale też do dyskusji o męskich łzach dołączyli biolodzy i badacze mózgu. Ich zdaniem mężczyźni nie płaczą, bo m.in. mają prawie o połowę mniej prolaktyny, która wpływa na produkcję łez” – mówi Wojciech Eichelberger.
„Niezależnie jednak od tego płacz mężczyzny jest w trudnych sytuacjach nie tylko możliwy, lecz wręcz emocjonalnie niezbędny” – dodaje psychoterapeuta.
Spotkajmy się po środku
Mężczyzna woli pogadać z kimś, kto podejmuje szybko decyzje i nie roztrząsa emocji. Kobieta natomiast lubi rozmawiać o uczuciach i świetnie porusza się w obszarze relacji międzyludzkich. Nic dziwnego, że czasem trudno jest nam spotkać po środku. Podczas, gdy kobieta może poczuć się urażona, gdy mężczyzna nie słucha tego, co mówi, on rozkoszuje się melodią jej głosu, bo twierdzi, że jest ważniejszy niż sam przekaz.
Dlatego tak ważne jest, aby zarówno kobiety jak i mężczyźni budowali własną siatkę przyjaciół, gdzie będą zaspokajać różne potrzeby. Kilka pokoleń wstecz, mężczyźni spotykali się z innymi mężczyznami – uprawiali sporty grupowe lub rywalizacyjne, byli członkami męskich klubów. Kobiety natomiast spotykały się w kręgach. Razem pracowały, zwierzały się z trudnych emocji i pomagały sobie przy wychowywaniu dzieci.
Taki podział płciowy wciąż jest widoczny w kulturach plemiennych. Warto zatem wrócić do pewnych tradycji – raz w miesiącu spotkać się z innymi kobietami – a potem wrócić do swojego partnera, bez oczekiwań, że zrozumie wszystkie nasze emocje i uroni kilka łez.
„Kobiety pragną zainstalować kobiecą właściwość w swoich partnerach. Samo w sobie nie jest to złe, pod warunkiem jednak, że celem nie jest całkowita homogenizacja obu płci, lecz rozwój obojga partnerów polegający na uzupełnianiu brakujących zdolności i możliwości” – wyznał Wojciech Eichelberger.
Zatem zamiast narzekać na to, ile nas dzieli, skupmy się na tym, co nas łączy i cieszmy się wzajemnymi różnicami. Ostatecznie przecież bycie w relacji to najlepsze laboratorium dla naszego rozwoju psychicznego. Dojrzały mężczyzna, zainspirowany własną partnerką rozwinie w sobie pewną dozę wrażliwości na uczucia. Kobieta natomiast bez szkody dla siebie i związku, częściej zacznie koncentrować się na działaniu, zamiast pogrążać w rozpamiętywaniu przeszłości.
Opracowanie: Kamila Gulbicka
Źródło: zwierciadlo.pl
Znów jestem bardziej facetem. I tak za każdym razem. Chyba miałam się urodzić z inną płcią tylko coś nie wyszło. :v
Znajdziesz fajnego faceta i przestaniesz gadać i nowej płci..
A ja babą, bo jednak płakać mi się chce często, mam deprechę, a jestem facetem. No i nie lubię tej rywalizacji, mordobicia, dla mnie to prymitywizm. Ci terapeuci to też się tak znają jak wcale.