ICH GŁOSY MOGĄ łączyć się z rytmem. Co mówią nam zdjęcia z albumów rodzinnych?
Od dzieciństwa wiedziałam, że mój dziadek ze strony matki był jednym z trójki dzieci generała armii carskiej Józefa Wikentjewicza Prokopowicza. Portret z albumu rodzinnego, na którym znajduje się okazały wojskowy z szablą w dłoniach towarzyszy mi przez całe życie. Ale dopiero na początku XXI wieku, dzięki materiałom z archiwów MON, udostępnionych na prośbę bliskich, udało mi się poznać jego jasną drogę życiową.
MÓJ PRADZIADEK – kornet, pułkownik, generał, porucznik
Rozpoczynając służbę jako kornet w 1872 roku, po ukończeniu Elizawietgradzkiej Szkoły Junkerów Kawalerii będąc najmłodszym Józef brał udział w wojnie rosyjsko-tureckiej. Po ukończeniu szkoły oficerskiej kawalerii, dowodził szwadronem, a w 1891 został kapitanem za wyróżnienie, a trzy lata później pułkownikiem. Brał udział w I wojnie światowej jako generał dywizji, dowodził 59. Brygadę Kawalerii Milicji Państwowej, a następnie garnizon
Carskiego Sioła. 14 stycznia 1918 roku podczas wojny domowej w Finlandii został ranny i dostał się do niewoli. Po wyzwoleniu dołączył się do Wojska Polskiego, w 1921 przeszedł na emeryturę w stopniu generała porucznika, gdzie
po dwóch latach prezydent S. Wojciechowski potwierdził go stopniem generała dywizji. W czasie służby na rzecz Imperium Rosyjskiego pradziadek został odznaczony Orderem św. Stanisława II klasy. (1897), Św. Anna 3. sztuka.
(1901), św. Włodzimierza 4. art. (1906), św. Stanisław 1. sztuka, św. Anna 1. sztuka. (V.P. 04.03.1916). Zmarł w Warszawie w 1931 r. Został pochowany na starym cmentarzu wojskowym wraz z drugą żoną, która przeżyła go o ponad czterdzieści lat…
To niesamowite ale mimo wszystkich rewizji i aresztowań, jakie musiał przetrwać dom moich przodków, nikt nie zniszczył fotografii mojego pradziadka. A teraz jest w tym samym albumie rodzinnym ze swoim synem i moim dziadkiem Aleksandrem Iosifowiczem Prokopowiczem. Mój dziadek jest kawalerzystą, żołnierzem pierwszej linii i Bamłagowitą. Nigdy nie widziałam mojego dziadka. Ale dzięki pieczołowicie przechowywanym w rodzinie
fotografiom i dokumentom jego krótkie życie – od kadeta i dzielnego kawalerzysty po zmęczonego robotnika w średnim wieku – układa się w jedną całość. Pomiędzy zdjęć wśród liderów produkcji wyróżnia się ta z dziadkiem w
białym płóciennym garniturze, nagrodzonym wycieczką do sanatorium nad Morze Czarne na rok przed aresztem.
Moja babcia wspominała, że odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła przyjęcie nowej Konstytucji z 1936 r.: najwyraźniej wierzyła, że teraz, pomimo swoich „królewskich” korzeni, jest teraz niezawodnie chroniona przez prawo. Mój dziadek już dawno zadomowił się w nowym życiu, żegnając się z karierą wojskową; wydawało się, że jego status pracownika pierwszej linii uwolnił rodzinę od wszelkich problemów. Według świadectwa nr 1524 z dnia 8 października 1920 r., przechowywanego w naszym rodzinnym archiwum, dowódca plutonu Moskiewskiej Szkoły Kawalerii Prokopowicz i członkowie jego rodziny „nie podlegali przymusowym przesiedleniom i zagęszczaniu; nie
można było skierować do pracy przymusowej lub okupacji, a w przypadku wyjazdu ich majątek nie podlegał rekwizycjom ani konfiskatom.”
Nie ma żadnych dokumentów potwierdzających przyczyny zwolnienia A. Prokopowicza z Moskiewskiej Szkoły Kawalerii, pamiętam jednak słowa mojej babci, że pewnego dnia, wracając do domu, dziadek stanowczo powiedział:
„Nie będę donosicielem…”. Zachowany dokument mojego dziadka to jego przedłużona przepustka do fabryki do 1938 roku. Przepustka nie była jednak potrzebna, gdyż od 1937 r. jego miejscem zamieszkania stała się wieś NKWD Tynda BAMlaga. Zachowało się kilka listów od mojego dziadka z obozu. Na nic nie narzeka (po prostu nie dba o nogi), dziękuje mu za przesłane pieniądze. Interesuje ją zdrowie rodziny i sukcesy szkolne córki. Prosi żonę, aby umówiła się na spotkanie z Wyszyńskim: naiwna wiara w moc prawa i możliwość uniewinnienia nie opuściła go. Według aktu dziadek zmarl na pelagrę w 1940 roku. Zrehabilitowano go w 1958 r. „w związku z umorzeniem sprawy z powodu braku dowodów popełnienia przestępstwa”. Pamiętam dobrze jak moja babcia, biorąc mnie za rękę, przechodziła przez wszystkie władze. Pamiętam też ten „uroczysty” moment, kiedy uścisnęli jej dłoń i powiedzieli zwyczajowe przy tej okazji słowa. Kiedy nadeszły zmiany, jedna z naszych sąsiadek, która w latach 30. pracowała jako woźna i odegrała pewną rolę w losach mojego dziadka, powiedziała: „Myślałam że to konieczne ale nie podniosłam na nią ręki (rozmawialiśmy o mojej babci).
Moja rodzina Zdjęcia i dokumenty z albumu rodzinnego to najcenniejsze rzeczy jakie posiadam. Jak udało Ci się je uratować? To była frywolność czy stanowisko oparte na zasadach? Nie wiem. W każdym bądź razie potomkowie
Józefa Wikentiewicza Prokopowicza i jego syna, kolejne trzy pokolenia, niezależnie od tego, co robili w życiu – nauka, działalność wydawnicza czy biznes, pozostawili swoim potomkom zmaterializowaną pamięć o swoich
przodkach, których losy są niczym więcej niż bezpośrednie odzwierciedlenie minionej epoki.
Tekst: Elena Kaloeva, kandydatka nauk historycznych