Lekarze nie dawali mu nadziei. Dziś jest medalistą w kulturystyce
Kiedy leżał w szpitalu, lekarze mówili, że do końca życia będzie jak warzywo. Postanowił im jednak udowodnić, że będzie inaczej. Po krwotoku wewnętrznym, operacjach, dwóch zawałach serca i 6-tygodniowej śpiączce powstał jak Feniks z popiołów i …. został złotym medalistą w I Pucharze Polski WFF WBBF w Kulturystyce i Fitnessie!
Kamil Szadkowski żył jak każdy młody chłopak – imprezował, bawił się, śmiał, uprawiał sport, kochał koszykówkę, siłownię i deskorolkę. Aż do feralnego 2005 roku, kiedy przed klubem Soho został dotkliwie pobity. Z uśmiechniętego, wesołego i wysportowanego chłopaka stał się przykutym do szpitalnego łóżka „warzywem”.
– Półtora miesiąca leżałem nieprzytomny w śpiączce, miałem krwotok wewnętrzny, dwie operacje, dwa zawały serca, usunęli mi nerkę – wymienia Kamil. – Doznałem też uszkodzenia mózgu, ale niestety wtedy w szpitalu nikt nie wpadł na to, aby zrobić mi tomografię głowy.
Blisko rok był przekładany z jednego szpitalnego łóżka na drugi. Lekarze nie dawali mu szans na normalne życie.
– Kiedy przebudziłem się ze śpiączki myślałem, że to sen – wspomina Kamil. – Kiedy jednak zorientowałem się, że to nie sen, myślałem tylko o jednym – o śmierci. Tak przebiegł pierwszy miesiąc mojej „rehabilitacji” w szpitalu w Choszcznie. Lekarze jednogłośnie mówili, że będę warzywem. Do dziś pamiętam zdanie, które jedna z pielęgniarek powiedziała do mojej byłe dziewczyny „nic z niego nie będzie, niech go pani zostawi”.
(fot. Sylwester Szymczuk)
Zwykle w takiej sytuacji człowiek tylko by się załamał. Ale nie Kamil. On miał w sobie nadludzką siłę, chęć walki.
– Może to i śmieszne, ale siłę dawały mi właśnie te negatywne zdania lekarzy i pielęgniarek – tłumaczy. – Najpierw była to złość i agresja, które przerodziły się w tę niesamowitą siłę.
Jak sam zaznacza pierwszy miesiąc, kiedy postanowił udowodnić sobie i wszystkim „wszechwiedzącym” medykom, że da radę, dreptał w miejscu.
– Później już „ruszyłem z kopyta” – śmieje się. – Wiedziałem, że nie ma innej drogi jak iść przed siebie.
Cały czas wspierała go rodzina i najlepszy przyjaciel Rafał. Pomagali stawiać pierwsze kroki, podnosić się, uczyli od nowa jeść, mówić, kibicowali i klepali po plecach za każdy najmniejszy sukces.
Teraz, po ośmiu latach od pobicia, nie jeden twardziel zazdrości Kamilowi siły, odwagi i rzeźby. We wrześniu tego roku Kamil został złotym medalistą w I Pucharze Polski WFF WBBF w Kulturystyce i Fitnessie w Tczewie (kategoria bodybuilding niepełnosprawni).
– Sport od zawsze był moim drugim ja, nałogiem – mówi Kamil. – Z deskorolki czy tez koszykówki musiałem zezygnować z oczywistych względów, wiec została kulturystyka, chociaż i tu mam sporo utrudnień jak np. brak koordynacji czy drgawki. Nauczyłem się jednak, że nic w życiu nie jest za darmo, na wszystko trzeba ciężko zapracować.
Na siłowni trenuje średnio pięć razy w tygodniu, za każdym razem przynajmniej przez półtorej godziny. Pracuje nad masą mięśniową, rzeźbą i siłą. Każdy trening, ale też każdy kolejny dzień, to dla niego wielkie wyzwanie. Przez pobicie, do tej pory niewyraźnie mówi, ma problemy z koncentracją, porusza się przy balkoniku, żyje z zasiłku z MOPS-u, który wynosi niespełna 400 zł miesięcznie. Nie użala się jednak nad sobą, jest szalenie skromny i krytyczny wobec siebie. Zapytany o to, jakie to uczucie być mistrzem tegorocznego Pucharu Polski WFF WBBF w Kulturystyce i Fitnessie, odpowiada:
– Czuję niedosyt. Na zawodach nie startowała sława polskiej kulturystyki niepełnosprawnej, czyli Mariusz Kupczak, a poza tym nie pojechałem reprezentować Polski na Mistrzostwach Świata Fitness WFF-WBBF na Słowacji.
Kamil nie osiada na laurach. Nie poddaje się. To nie w jego stylu. Tegoroczne zwycięstwo było jego debiutem. Zapewnia, że jeszcze będzie o nim głośno. Przyznaje, że bardzo mógłby w tym pomóc sponsor. Póki co sponsora, który pomógłby Kamilowi jeszcze bardziej rozwinąć sportowe skrzydła – brak. Nie brakuje jednak oddanych, bliskich osób.
– Największym wsparciem jest dla mnie rodzina, przede wszystkim moja babcia, ale też przyjaciel Rafał i moja kobieta Natalia – mówi Kamil. – Po wypadku spokorniałem, ostrożniej dobieram znajomych. Od 2005 roku zostały ze mną tylko cztery znajome osoby. Moim największym życiowym sukcesem jest znalezienie kochającej kobiety, która ze mną wytrzymuje – mam okropny charakter. Oczywiście powrót do „normalności” to także moje własne, ogromne osiągnięcie.
Co radzi osobom, które straciły zdrowie i nie wiedzą jak, dalej żyć?
– Powiedziałbym im, żeby się nie poddawali – mówi Kamil. – Innej drogi nie ma.
Źródło: http://www.mmszczecin.pl/465703/2013/11/21/lekarze-nie-dawali-mu-nadziei-dzis-jest-medalista-w-kulturystyce-wideo-zdjecia?category=news