Dalajlama i chłopiec-pies
W 1982 roku, podczas pobytu w Bodh Gaya w Indiach, usłyszeliśmy z przyjaciółmi plotki o chłopcu, który rzekomo został znaleziony wśród dzikich psów. Mówiono, że zachowuje się jak one – nie mówi, nie jest w stanie chodzić wyprostowany, ani jeść za pomocą rąk, co znaczyło, że prawdopodobnie wychowywały go psy. Bardzo nas to zaintrygowało.
Czytałam kiedyś o dziecku, które wychowały gazele w Afryce i byłam też zafascynowana historią „dzikiego chłopca z Aveyron” znalezionego we Francji w 1800 roku. Zatem z entuzjazmem przyjęłam zaproszenie, aby zobaczyć chłopca na prywatnym spotkaniu z Dalajlamą, który również zainteresował się dzieckiem. Spotkanie miało odbyć się w Aśramie Gandhiego, gdzie przebywał chłopiec wraz z grupą pracowników socjalnych i terapeutów behawioralnych. Razem z przyjacielem znaleźliśmy się na spotkaniu w dwudziestoosobowej grupie.
Sądząc po wyglądzie, dziecko mogło mieć około pięciu, sześciu lat. Poruszało się na czworakach i rzucało szybkie, krótkie spojrzenia na prawo i lewo; było jak przerażone zwierzę w pułapce. Patrzenie na niego wywołało we mnie niepokój, taki jak wtedy, gdy oglądałam obrazy przedstawiające stworzenia, które były pół na pół człowiekiem i jakimś zwierzęciem. Poczułam pierwotny odruch wycofania w obliczu czegoś obcego. Zaskoczyło mnie to, ponieważ spodziewałam się, że to raczej współczucie będzie pierwszą reakcją na widok chłopca.
Dalajlama siedział na środku pokoju i wtedy przyprowadzono do niego dziecko. Gdy indyjscy terapeuci i urzędnicy zaczęli opisywać jego przypadek, ten sięgnął w dół i zaczął delikatnie dotykać głowę dziecka, tak jak poklepuje się psa. Zgromadzeni udawali, że tego nie widzą. Czy to w porządku traktować chłopca jak psa, a może to niedobre dla jego „rehabilitacji” i uczłowieczania? Urzędnicy nadal wyjaśniali jakie czynią starania, by nauczyć go chodzić na dwóch nogach, wypowiadać słowa, itd. Przez cały ten czas Dalajlama głaskał głowę i ramiona dziecka, uśmiechając się i ciepło pomrukując, aż w końcu chłopiec podpełzł bardzo blisko jego stóp.
Mogę sobie tylko wyobrazić ulgę, jaką czuło to dziecko w tych chwilach. Jakakolwiek była jego przeszłość, byłam pewna, że obecne okoliczności jego nowego życia z dziwnymi i potężnymi stworzeniami musiały być dla niego co najmniej trudne i prawdopodobnie przerażające. I oto, choćby tylko na krótką chwilę, jedno z tych dziwnych stworzeń spotkało się z nim – istnienie z istnieniem – i przemawiało do niego jedynym znanym mu językiem – językiem serca.
Język serca ma jedną wspólną rzecz, jak świat długi i szeroki. To milczące ofiarowanie zrozumienia innym, bez wymagania, by samemu być zrozumianym. Oczywiście, że bycie rozumianym jest cudowne. To wspaniałe spotkać się z kimś w najgłębszych aspektach naszego istnienia i gdy tak się dzieje mamy powód do świętowania. Ale gdy wymagamy, by inni nas rozumieli i aby spotykali się z nami głęboko, często spotyka nas rozczarowanie. Rozumienie drugiego człowieka oraz wejrzenie w jego serce przynosi spokój nam samym i ma wielki potencjał transformowania różnych trudnych sytuacji. Bez względu na to, jak wielka może być przepaść w komunikacji, większość stworzeń reaguje na kochającą obecność. Prawie każdy z nas czuje, kiedy komuś leży na sercu nasze najwyższe dobro, słucha nas z otwartym umysłem i podnosi nas na duchu, nie patrząc na własne korzyści.
Catherine Ingram – Namiętna Obecność (Wydawnictwo Biały Wiatr – www.bialywiatr.com