fbpx

Zabawy (z) umykającym czasem – emocjonalna atletka

Jaki jest Twój czas? Czy płynie szybko, czy może wolno? Kim byłeś trzy lata temu, a kim jesteś teraz? Czy nasze plany, cele i marzenia coś zmieniają, czy raczej czas każdego z nas jest zapisany z góry?

Subiektywnie o czasie

Siedzę w małej, kompaktowej kuchni przy blacie, który pełni rolę biurka; patrzę na ogromne płatki śniegu, które zasypują Sopot i myślę sobie, że czas jest względny. Jak złudzenie. Niby nie istnieje – bo jest umową, a jednak boleśnie konkretyzuje się
w okresie deadline’u.

O szóstej rano, gdy jak co dzień spisywałam uczucia i refleksje, po raz piąty przekreśliłam datę – jedynkę zastąpiłam cyfrą dwa. 2021 czy 2022? Zresztą, czy to ma jakieś znaczenie? Dla mojego banku ma. I dla Energi i ZUSu.

I pomyśleć, że kilka lat temu mniej więcej w podobnym czasie siedziałam w domu pewnego astrologa i słuchałam o tym, kim będę lub kim mogę się stać. Usłyszałam o potencjale 2019 roku, o szansach w 2020, o zagrożeniach w 2021, a także kobietach, które mają zmienić moje życie (również zawodowe) na lepsze. Gdy Piotr doszedł do tego, co wydarzy się w 2022
wyobraziłam sobie siebie starszą i mądrzejszą. Spełnioną. Podniesioną po porażkach. Stabilne życie finansowe i uczuciowe. Wydana książka. Nowe opowiadania. Z dala od wielkich korporacji, z siatką bliskich osób. Bo przecież trzy lata to tak dużo.

Trzy lata. Mało czy dużo?

W trzy lata można zmienić życie. Pokochać, stracić, zdobyć, zgubić, zabłądzić, roztrzaskać się i pozbierać. Przy czym w tamtym momencie myślałam głównie w tych kategoriach pozytywnych: pokochać, zdobyć, spełnić się, zrealizować.

A tu figa z makiem! Bo życie jest tańcem, przeplatanką jednego i drugiego. Wciąż poniekąd taka sama jak w 2019. A jednocześnie tak inna – tak obca dla dawnych znajomych, z którymi straciłam kontakt.

„Kim jesteś? Nie znam cię już” – wyznała koleżanka na spotkaniu po pięciu latach – przecież nie zapraszałam jej na bieżące aktualizacje. Czas jest względny. Wydaje się, że nas nie dotyczy. Że wciąż jesteśmy jak posąg z marmuru -ot zastygliśmy z nieruchomej pozie. Mamy 36 lat, ale uparcie powtarzamy: czuję się na 20!

A tymczasem czas rzeźbi nieustannie. Każdego roku. Miesiąca. Tygodnia. Coś dodaje po godzinie, coś zabiera lub skruszy po kwadransie. Więc każdego dnia – wciąż na nowo buduję siebie tym, co mam, korzystając z materiału i narzędzi, które są pod ręką. Jest to rzeźba daleka od ideału.

Czasem mi się podoba, a czasem niekoniecznie. To trochę jak selfie. Szukasz siebie w obrazie, który powstał – widzisz życie w oczach, bruzdę przy ustach oraz nos jak kartofel.

Pytasz wtedy – czy to naprawdę JA? I odruchowo chcesz wcisnąć DELETE, bo przecież taki obraz ci nie pasuje – wyobrażenie siebie jest inne. Tylko, czy prawdziwe?

Tacy sami po latach

Wciąż popełniam podobne błędy, mechanizmy ucieczek są w końcu silnie zakorzenione. Nie wygładzam już fałd i bruzd. Nie nakładam makijażu na historie opowiadane nowo poznanym ludziom.

Kiedy jestem smutna, mówię jestem smutna. Kiedy chce mi się płakać, to płaczę. Kiedy się wkurzam, klnę jak szewc, a agresja sprząta mi mieszkanie. Nie opowiadam kłamstw, nie upiększam, nie karmię umysłu buddyjskimi/taoistycznymi frazesami.

Czasem wierzę. Czasem wątpię. Pozwalam sobie marzyć i być senna przy sobocie. Pobrudzić żółtą koszulkę ciastem czekoladowym i chodzić w niej do końca dnia. Nie kończę książek, które mi się nie podobają. Przerywam nudny, ale jakże ambitny film. Oglądam Almodovara i mówię – nie rozumiem – proszę prościej.

Siatka bliskich ludzi? Brak. Raczej garstka. Za to siatka pełna ludzi przygodnych, spotykanych każdego dnia. Nic zobowiązującego. To lubię.

Rok temu podejmując decyzję o terapii sądziłam (podobnie jak wtedy, gdy siedziałam na fotelu u astrologa), że teraz wydarzy się…Zmiana.

Transformacja przez wielkie T. Nareszcie stanę się tym, kim zawsze chciałam być. Tymczasem nie zmieniło się nic, prócz mojej wytrzymałości. Wytrzymuję niewygodę bycia w relacji. Wytrzymuję niewygody terapii. Gadania, analizowania emocji, zwykłego obserwowania zamiast bezwzględnego szukania odpowiedzi.

Wciąż mocno kontroluję, bo gdy nie mam kontroli, to wariuję. Można więc rzec, że wariuję nieustannie, bo w głębokich relacjach nie mam jej wcale.

Czas.
czas,
czas.

Czy coś znaczy? I czy jest mierzalny inaczej niż poprzez wydarzenia, zmiany, i emocje, które minęły?

 

Netflix i „Tick, tick… boom!”

Oglądaliście musical „Tick, tick… boom!” na Netflixie? Niby nic wielkiego, ale bardzo ze mną zarezonował. Motywem przewodnim tej historii był czas. Czas, którego nie było.
Czas umykający. Czas bezwzględny, bo kurczący się niczym topniejąca kra na morzu. Też tak mam. Czuję, że nie ma czasu. Że teraz, natychmiast, że w tym momencie. Odpoczynek jest stratą czasu. Bo kiedy leżysz na kanapie, czas nie zwalnia. Nie wiem jak Ty, ale ja wciąż słyszę tykanie zegara.

Tick…
Tick…
Tick…

Umieranie odbywa się w każdej sekundzie. A ja boję się żyć „bez sensu”, „bez misji” i „bez znaczenia”. Czy czas płynie szybciej, czy po prostu jest go mniej, bo ta studnia ma oczywiste dno? Niedawno pisałam na ten temat artykuł.

Czemu czas płynie „za szybko”?

Zdaniem psychologów, poczucie, że czas płynie szybciej dla osób w średnim wieku i więcej jest złudzeniem i łatwo ów zjawisko wyjaśnić. Wrażenie czasu płynącego wolno, zdarza się, gdy robimy coś po raz pierwszy. Po prostu nasz mózg inaczej doświadcza czasu, wtedy, gdy z jakiegoś powodu jest dla nas ważny.

Kiedy doświadczamy rzeczy, których nie znamy, gdy angażujemy się w coś na 100 proc., bo jest nowe, ekscytujące lub przeraża -zapamiętujemy chwilę w każdej milisekudzie. Efekt? Wrażenie czasu, który płynie wolno.

Inaczej jest, gdy powtarzamy znane sytuacje, które nie wymagają nauki czy szybkiego rozwiązania – a przecież po 30. czy 40. Niemal wszystkie są takie. Znasz każdy dzień, wszystko odbywa się co do minuty tak samo jak wczoraj. I przedwczoraj.

Budzik 5.30, śniadanie, praca, koniec pracy, spacer z psem, obiad, druga praca, Netflix, książka, telefon, spać. Nie ma zachłyśnięć, pierwszych razów i przygód, które przyprawiają o gęsią skórkę. Czas więc płynie niewzruszony na nawoływania i prośby. Zwolni, owszem, ale wtedy, gdy zaprosisz ciekawość. Albo gdy zdecydujesz się, na intencjonalne przeżywanie każdej minuty.

Czas a mindfulness

Po to praktykujemy mindfulness. Podczas „skanowania ciała” zawsze mam poczucie, że czas płynie tak wolno. Czasem zbyt wolno… (Kiedy to się skończy?!). Nie ma tu rozproszeń, ale uwaga, która podąża za dźwiękiem lektora. Badam, czy dziś impulsy ze stopy są podobne do tych z wczoraj, czy brzuch czuje się spokojny, a jeśli nie, to czy potrafię się w tym rozluźnić?

Ciekawość

Kiedy ostatnio zaciekawiłeś się czymś bez reszty? Kiedy ostatnio zaciekawiłeś się sobą – tak, że zapomniałeś zjeść kanapkę, i zdążyć na autobus?

Kim jesteś? Co czujesz? O czym marzysz? Dokąd zmierzasz? I najważniejsze – gdzie teraz jest Twoja UWAGA? Nie przestawaj pytać, idź za ciekawością, ekscytacją i radością – tam, gdzie naturalnie kieruje Cię uwaga. Bardzo możliwe, że to właśnie tam mieszka wolno upływający – bo WAŻNY CZAS.

 

Jeśli wydaje Ci się, że czas przyspieszył, koniecznie przeczytaj TEN ARTYKUŁ.

Kamila Gulbicka
Źródło: emocjonalnie.com

One thought on “Zabawy (z) umykającym czasem – emocjonalna atletka

Dodaj komentarz