Mieszkaniec Nowej Soli podciągnął się na drążku 4100 razy w niespełna 12 godzin
Ekstremalny wysiłek, krwawiące dłonie i ból kręgosłupa. Szymon Nieścior z Nowej Soli zmierzył się z potężnym wyzwaniem – i odniósł sukces! W niecałe 12 godzin wykonał aż 4100 podciągnięć na drążku. – Dla mnie to było kolejne przekraczanie swoich granic – mówi.
Sportem interesował się od dziecka – zaczęło się od piłki nożnej, potem przyszła pora na sporty walki. Przełom nastąpił, gdy natknął się w internecie na wyzwanie „1000 podciągnięć na drążku”.
Inspirację odnalazł w postaci Davida Gogginsa – amerykańskiego weterana, który w 2013 roku wykonał 4030 podciągnięć w ramach bicia rekordu Guinnessa. Choć od tego czasu wynik ten został wielokrotnie pobity (obecnie rekord to aż 10001 podciągnięć w 24 godziny!), to właśnie Goggins był impulsem, który skierował Szymoa Nieściora ku kalistenice.
– Wielka, niemal mistyczna postać – mówi o nim nowosolanin. – Wtedy najtwardszy człowiek na świecie.
Trzy miesiące intensywnych przygotowań
Kalistenika to forma aktywności fizycznej polegająca na ćwiczeniach wykorzystujących ciężar własnego ciała – bez użycia dodatkowych obciążeń. W jej skład wchodzą m.in. pompki, mostki czy brzuszki.
Już kilka lat temu wykonał 2000 podciągnięć w niespełna 10 godzin. Chciał jednak zrobić coś więcej – i w końcu to osiągnął.
Tym razem Nieścior wykonał aż 4100 powtórzeń, mieszcząc się w czasie poniżej 12 godzin – i to w jeszcze lepszym stylu niż wcześniej.
– Gdy usłyszałem, że inny Polak, Wojtek Sobierajski, zrobił dokładnie 4083 powtórzenia w 13 godzin i 57 minut, podjąłem decyzję, że to jest ten moment, żeby spróbować – opowiada „Gazecie Lubuskiej”. – Przygotowywałem się mocniej przez niespełna trzy miesiące, zrobiłem łącznie 13 tys. podciągnięć. I udało się wykonać troszkę więcej niż on i w krótszym czasie.
Symboliczny Wielki Piątek
Nieścior wybrał na dzień wyzwania Wielki Piątek – z premedytacją. – To nie była przypadkowa data – podkreśla.
Dzień wcześniej wszystko dokładnie rozplanował. Obudził się o szóstej, zrobił niewielkie zakupy, zjadł śniadanie i starał się nie skupiać tylko na czekającym go zadaniu.
O 7:30 założył sportowy strój. Wcześniej przygotował wodę, taśmy i inne niezbędne rzeczy. Taśmy okazały się jednak nietrwałe – po godzinie z nich zrezygnował i zamienił je na gąbki, które wcześniej zamówił online.
O godzinie 8:00 rozpoczął próbę.
– Zaczynałem od ośmiu powtórzeń na minutę – wspomina. – Miałem założenie, że jak poczuję, że słabnie technika albo tracę siły, to schodzę o jedno powtórzenie mniej. Nie czuł głodu – posiłki ograniczył do siedmiu żeli energetycznych i pięciu litrów wody.
Przez pierwsze trzy godziny nie robił żadnych przerw. Potem zrobił pięć minut przerwy i wrócił do tempa – osiem podciągnięć na minutę. Łącznie zaliczył 190 serii, a potem zszedł do siedmiu powtórzeń na minutę.
Kryzys i wsparcie żony
Po 5,5 godzinie przyszło załamanie.
– Zaczęły mnie tak boleć plecy, że musiałem odpocząć wcześniej, niż zakładałem – przyznaje Nieścior. – Bardzo wtedy pomogła mi moja żona Ania. Poradziła, żebym położył się na takiej punktowej macie z igiełkami. Zrobiłem to, wziąłem żel energetyczny i suplementy, których wcześniej nie planowałem.
Zastanawiał się, czy kontynuować. Po 10 minutach jednak wróciły siły. – Wróciłem do gry – mówi z uśmiechem. – A już się zastanawiałem, czy to wszystko w ogóle kontynuować.
Po 10,5 godzinie pojawiły się pęknięcia skóry na dłoniach i krwawienie, co sprawiło mu ogromny ból.
Cel: Rekord Guinnessa!
Gdy wyzwanie zbliżało się do końca, ogarnęło go wzruszenie.
– Dla mnie to kolejne przekraczanie swoich granic – podkreśla. – Nie jestem pewien na sto procent, czy ktoś w Polsce w takim czasie zrobił więcej powtórzeń. Próbowałem to sprawdzać i wydaje mi się, że nie, ale to nie jest pewna informacja. Podjąłem już decyzję, że będę chciał pobić rekord Guinnessa. Myślę, że w ciągu dwóch lat.
Na koniec podkreśla, że nie byłby w stanie osiągnąć tego sukcesu bez wsparcia bliskich. Dziękuje wszystkim, którzy mu pomagali – ich rola w tym triumfie była nie do przecenienia.