fbpx

95-latka dotarła z Włoch na Jasną Górę, szła w samotnej pieszej pielgrzymce

95-letnia Włoszka Emma Morosini pokonała około tysiąca kilometrów w samotnej, pieszej pielgrzymce, aby dotrzeć na Jasną Górę.

Jest to miejsce, do którego chcę przynieść ostatnie chwile swojego życia – mówiła po wejściu do częstochowskiego sanktuarium.

– Te ostatnie owoce mojego życia chcę przynieść Matce Bożej. I szczególnie modlić się o pokój na świecie, za kapłanów, za młodzież. Jestem bardzo szczęśliwa, że mogę tutaj być, w tym sanktuarium, które kocham – powiedziała pątniczka, cytowana przez Biuro Prasowe Jasnej Góry.

Emma Morosini pochodzi z miejscowości Castiglione delle Stiviere położonej w pobliżu Jeziora Garda w północnych Włoszech. Jej pielgrzymka jest efektem ślubowania, które złożyła 28 lat temu, gdy miała przejść skomplikowaną operację.

– Ciężko zachorowała i lekarze powiedzieli, że nie ma żadnej nadziei, jedynie zawierzenie Matce Bożej. Po dwóch latach ciężkiej choroby okazało się, że Emma jest zdrowa – podały służby prasowe sanktuarium.

– Od 25 lat jestem w drodze, od dnia, w którym zostałam w cudowny sposób uzdrowiona. Postanowiłam sobie, że będę każdego roku przez trzy miesiące pielgrzymować do rożnych sanktuariów świata. Dziś mam 95 lat, a od 70. roku życia jestem w drodze, przez trzy miesiące każdego roku – podkreślała Włoszka.

 

 

 

Włoszka w ciągu dwóch lat odwiedziła m.in. Jerozolimę, Lourdes, Fatimę, Aparecida w Brazylii i argentyńskie sanktuarium maryjne Lujan. Była już także wcześniej w Częstochowie.

– Odkąd pojawiłam się na Jasnej Górze, zakochałam się w tym sanktuarium, pokochałam je bardzo i postanowiłam tutaj wracać, bo jest to miejsce, do którego chce przynieść ostatnie chwile mojego życia. To życie już się kończy, mam 95 i pół roku, i pomyślałam sobie, że tu, do sanktuarium przyniosę ostatni kwiat mojego życia. Szczególnie modlę się o pokój na świecie, za kapłanów i za młodzież – sądzę, że to są najważniejsze intencje, i jedynie Matce Bożej możemy w tych sprawach zaufać, tylko jej powierzyć te problemy – powiedziała.

Pątniczka opowiadała, że choć postanowiła dziennie przejść 40 km, nie zawsze jej się to udawało. Czasem pokonała 20 km, a czasem trudno było jej zrobić nawet kilka kroków – ciężko było zwłaszcza wtedy, gdy na trasie pojawiały się podejścia pod górę. Zdarzało się, że w tych trudnych chwilach ktoś życzliwy podwiózł ją samochodem.

Emma podziękowała wielu osobom, pomagającym jej w drodze, a także policji, która – gdy w pewnym momencie poszła w złym kierunku – odwiozła ją na właściwą trasę.

– Jestem wdzięczna tym wszystkim, którzy dali mi siłę i odwagę, dlatego że ja nie jestem odważna, nie mam w sobie brawury – mówiła.

Źródło: materiały prasowe

Dodaj komentarz