fbpx

Hortiterapia pomaga uporać się z traumą. Odpręża, uzdrawia i jest za darmo

„Dźwięk wiatru szumiącego w drzewach działa kojąco. Kolor zielony w połączeniu z niebieskim automatycznie obniża poziom pobudzenia” – napisała autorka książki „Kwitnący umysł”. Ale korzyści z uprawiania ogrodu czy działki jest znacznie więcej, a wszystkie poparte są badaniami. Taka forma uzdrowienia ma nawet swoją nazwę – hortiterapia lub ogrodoterapia.

Hortiterapia na traumę i stres

Sue Stuart-Smith, psychoterapeutka i autorka książki „Kwitnący umysł. O uzdrawiającej mocy natury” twierdzi, że sadzenie, pielęgnowanie oraz wyrywanie chwastów przypomina terapię psychoanalityczną. Pozwala dogłębnie poznać siebie – własne mechanizmy działania, potrzeby i ukryte konflikty – ale również uspokoić i odstresować umysł i ciało po trudnym dniu pracy.

Autorka zainteresowała się ogrodnictwem dość późno, bo w wieku 35 lat. Jednak ta forma pracy była obecna w jej domu od pokoleń. Najpierw uprawa roślin pomogła dziadkowi poradzić sobie z powojenną traumą, a potem pozwoliła dojść do siebie jej mamie – po stracie męża. W końcu przypadkowy kontakt z ogrodem sprawił, że Sue zajęła się nim na poważnie. Zauważyła bowiem sporo korzyści, które były podobne do tych, których oczekujemy, leżąc na kozetce w gabinecie terapeutycznym.

– Teraz traktuję uprawianie ogrodu jako sposób na wyciszenie i odciążenie mojego umysłu. Jakimś sposobem ten szum sprzecznych myśli w mojej głowie oczyszcza się i uspokaja w miarę, jak moje wiadro napełnia się chwastami. Pomysły, które znajdowały się w stanie uśpienia, wychodzą na powierzchnię, a myśli, które nie były jeszcze uformowane, łączą się w całość i nieoczekiwanie nabierają kształtu – napisała w książce.

– W takich chwilach mam poczucie, jakbym wykonując te wszystkie prace fizyczne, jednocześnie uprawiała ogród własnego umysłu – dodała.

Efekty znane od lat

Sue Stuart-Smith podaje przykłady na to, że praca z roślinami towarzyszyła człowiekowi od zawsze. Przywołuje na myśl czasy starożytne, wspomina o św. Hildegardzie, czy przedstawia współczesne fakty naukowe, jak choćby te, które kilka lat temu przedstawił Roger Ulrich, profesor architektury zdrowia na Uniwersytecie Technicznym Chalmersa w Göteborgu.

Badacz wykazał, że już po kilku minutach przebywania w naturze zmniejsza się aktywność współczulnej części autonomicznego układu nerwowego, a wzrasta aktywność części przywspółczulnej, odpowiedzialnej za stan odprężenia. Dodatkowo ciśnienie krwi obniża się i spada poziom kortyzolu. Efekt? Ogólne odprężenie psychofizyczne a w konsekwencji zdrowsze i dłuższe życie.

Ponadto ogrodnictwo wycisza, ale także uczy nas uważności na detale. To swoisty trening mindfulness. Ziemia i praca z roślinami uczą uważności i bycia cierpliwym, ale również pomagają oswoić się ze stratą. Kwiaty i warzywa są świetnymi nauczycielami – nagradzają najwytrwalszych i życzliwych ogrodników. Nawet jeśli dopiero zaczynasz, z każdym dniem widzisz więcej – twoja naturalna intuicja i zmysł obserwacji rozwijają się – jesteś gotów popełniać błędy, ale szybko wyciągasz wnioski na przyszłość.

-[Ogród] zawsze stanowi odzwierciedlenie umysłu człowieka i efekt jego opieki. W procesie uprawiania ogrodu również nie da się jasno określić, gdzie kończy się ‹ja› i zaczyna ‹nie-ja›. Kiedy pracujesz w ogrodzie, natura żyje w tobie i przez ciebie przepływa – pisze Sue Stuart-Smith.

Badania, które przedstawia Smith, każą przypuszczać, że nie trzeba mieć hektarów ziemi, aby odczuć te wspaniałe korzyści. Wystarczy choćby skrawek balkonu czy parapetu. Nawet 10-20 min. dziennie poświęcone roślinom czy kwiatom domowym wrócą z nawiązką. Dadzą lepszy sen, więcej spokoju w sercu i radość z pierwszego wyrośniętego kiełka.

 

Na podobny temat i popularności ogródków działkowych pisaliśmy też TU.

Opracowanie: Kamila Gulbicka
Źródło: Hortiterapia – mindfulness nad grządką – Zwierciadlo.pl

 

 

 

Dodaj komentarz