Wyjść poza niepokój
Rozmawiałem z młodym mężczyzną, który doświadczał głębokiego niepokoju. Żadne ze „środków zaradczych na lęk”, które mu oferowano, nie przyniosło rezultatu. Zachęciłem go, żeby tylko na chwilę przestał leczyć swój niepokój. Poprosiłem, żeby przestał wyobrażać sobie swoją przyszłość wolną od niepokoju czy wypełnioną lękiem i spotkał się z tym, co naprawdę jest, tutaj i teraz, w bieżącej scenie. Zachęciłem go, żeby porzucił etykietkę „niepokój”, żeby zostawił to słowo, którego się nauczył, żeby wyszedł poza historię o przeszłości i przyszłości i spojrzał na swoje obecne doświadczenie świeżym okiem, bez historii. Jakie myśli i uczucia pojawiają się w tej chwili?
Powiedział, że wiele myśli kręci mu się po głowie. Dużo mentalnej aktywności. Co czuje w ciele? Poprosiłem, aby skontaktował się bezpośrednio z ciałem. Czuł intensywne kołatanie w żołądku i klatce piersiowej. Spytałem, czy choć przez chwilę mógłby pozwolić, żeby to wszystko co się dzieje po prostu było – myśli i odczucia – a to coś, czego nigdy wcześniej nie próbował, ponieważ był zbyt zajęty walką z „niepokojem”, co oczywiście wzmagało jeszcze bardziej jego lęk! Traktował swój „niepokój” jako wroga, odrzucał go, starał się usunąć, nie zapoznając się z nim bliżej! Czy zamiast walczyć z odczuciami w żołądku, mógłby porzucić te wszystkie określenia, wszystkie osądy, opisy i rozpoznać siebie jako wielką otwartą przestrzeń, w której te wrażenia mogły przychodzić i odchodzić? Czy mógłby być życzliwy dla tych odczuć, choćby przez chwilę? Czy życzliwość była drogą wyjścia?
Zaczął odczuwać trochę przestrzeni wokół tego, co wcześniej nazywał „niepokojem”. Zdawał sobie sprawę z niepokoju, był go świadomy, więc to nie mogło określać kim naprawdę jest. Przestał być więźniem tych uczuć. Był większy niż one. Mógł czuć swój niepokój, otoczyć go, objąć. Tak samo jak myśli i osądy… był większy niż one. Nie był już w nich uwięziony – był dla nich przestrzenią i miejscem. One go nie definiowały.
Był w stanie zwrócić się w stronę swojego lęku i wykorzystać go jako wezwanie do przebudzenia, żeby przypomnieć sobie o swojej prawdziwej wielkości. Odkrył, że w rzeczywistości nie było tu żadnej „niespokojnej osoby” – niepokój nie mógł określić czy ograniczyć bezmiaru, którym jest – to były po prostu myśli i wrażenia, które zostały nazwane „niepokojem”, a potem odrzucone. Ten młody człowiek nie był ofiarą niepokoju – teraz był kochającym rodzicem… mógł objąć to, co się narodziło, wyraziło i odeszło. Jego lęk nie potrzebował być „uzdrowiony” – potrzebował zostać przyjęty, dotknięty, objęty, w danej chwili. Nie potrzebował być usunięty a tylko zrozumiany. Nie chciał go zniszczyć, tylko obudzić. To nie był błąd, że czuł niepokój.
Uzdrowienie w samym środku niepokoju – ostatnie miejsce, gdzie w ogóle pomyślałbyś, żeby zajrzeć!
Fragment pochodzi z książki Jeffa Fostera – TAK! Kochaj to co jest. Dostępna tu